wtorek, 2 sierpnia 2011

Przegląd anime w sezonie lato 2011 - podejście trzecie

...I na szczęście ostatnie.
Wygląda na to, że kiedy gorąco pragniesz oglądać anime, to cały wszechświat działa potajemnie, by ci przeszkodzić, jak napisał wielki starożytny filozof, Paulo Coelho.
Ale mnie wreszcie udało się obejrzeć cztery pierwsze odcinki czterech ostatnich spośród nowych serii w tym sezonie. A nie było łatwo - w końcu kto mógł przewidzieć, że praktyki połączone z remontem mieszkania potrzebują aż tyle uwagi?

Poprzednio spotkaliśmy: bandę idolek, świecące zombie z pingwinami, dziewczynkę we fraku uczeszczającą do szkoły pełnej ślepych ludzi, oraz grupkę nudnych uczennic liceum.
Dziś zobaczymy: Sacred Seven, Usagi Drop, Dantalian no Shoka i Kamisama no memochou.
Zapraszam.

Sacred Seven

O. Rety. Jakie. To. Słabe. To znaczy... słyszałam wcześniej, że to taki bardzo typowy mecha średniak od Sunrise, ale hej, to studio wypuściło parę fajnych rzeczy! Gundamy, Escaflowne, Zone of the Enders, Argento Soma, Mai-HiME... A gdy rzuciłam okiem na dorobek zaangażowanych twórców, nastroiło mnie to jeszcze bardziej pozytywnie: Yuki Kajiura i Toshihiko Sahashi zajęli się muzyką, postaci zaprojektowała moja ukochana Mutsumi Inomata oraz Yuriko Chiba (mało znana, ale jej projekty dotychczas były bardzo fajne). Co mogło pójść źle? (Spoiler: wszystko.)

Oto więc nasz inteligentny bohater, wyglądający jakby się urwał z Code Geassa. Nosi bardzo japońskie imię, Alma (wymawiane, naturalnie, "aruma" - ale po "Rrurruszu" i "Jufemija" to naprawdę normalnie brzmi), a twarz ma wiecznie pochmurną. I wygląda na to, że mieszka sam.
Ach, ci typowi licealiści.



Piosenka w czołówce jest fajna! No ale jakżeby inaczej, co Kajiura to Kajiura.


O, cześć, Sebastian, wymieniłeś Ciela na równie nieletnią dziewczynkę?


Tymczasem: nasz bohater jest nielubiany przez innych uczniów, ale ma w klasie koleżankę, która się tym nie przejmuje. I przy okazji jest trochę głupawa. I, naturalnie, ma dwie najlepsze psiapsiółki, jedną bardzo kobiecą, a drugą bardzo dziewczęcą.
Zalew schematów zaczyna mi przeszkadzać.



Seriously, co mu się stało w oczy?


Wracając ze szkoły nasz bohater grzebie w rzece wśród kamieni, oczywiście akurat w tym momencie pobliską drogą przechodzi Wakana i widzi go przy tym zajęciu.
Mamy więc Tajemnicze Dziwne Zachowanie Bohatera jednocześnie ze Zbiegiem Okoliczności. Czy ta kreskówka pokaże nam coś nowego? (Spoiler: nie.)



W tym momencie miałam nadzieję, że chodzi o jakiś klub wielbicieli rocka, czy nawet zespół, i że będzie dużo fajnej muzyki i zabawy.
Niestety, naprawdę chodzi o kamienie.


Yup, cały czas ta sama mina. Też zaczynam taką mieć.

Och, jakaż ona urocza w swojej wierze w wewnętrzne dobro każdego! To takie... Wtórne.


Alma wraca do domu, a tymczasem Panienka i Sebastian organizują zasadzkę na niego. Z pokojówkami blokującymi drogę i pokojówkami - snajperkami. Wygląda na to, że po pokojówce-nindży z Gode Geassa postanowili pójść na całość.
Tak, ta seria ma stanowczo za dużo wspólnego z tamtą. W zły sposób.



Och, oczywiście, że Panienka jest jedyną dziedziczką i właścicielką całej rodzinnej fortuny. I zarządza wszystkim bez żadnego opiekuna - to znaczy wygląda na to, że lokaj miał być czymś w tym rodzaju, ale słucha jej poleceń bez najmniejszego protestu, a tak się przecież dzieci nie wychowuje.
Gdybym urządziła sobie drinking game i wypijała kielicha za każdym razem, gdy powtarzają tu jakiś schemat, już zaczęłabym widzieć niewyraźnie.



Panienka Ruri próbuje zwerbować Almę i opowiada mu o jakichś straszliwych zagrożeniach, ale nie mogę się skupić, gdy animacja jej twarzy to jednostajne kłapanie. Nawet nie chciało im się udawać, że te dźwięki są wydawane przez jej usta.
Also: THE DARKSTONE WILL SHIIINEE!!!



Chłopak nie zgadza się im pomóc, więc Sebastian udowadnia mu, jak wiele o nim wiedzą i odczytuje wyniki researchu na jego temat.

JESTEŚ BARDZO NIEMIŁYM CZŁOWIEKIEM

Mała bójka i Alma zaczyna pokazywać swoje moce.
Oczywiście, że jest silniejszy, niż myśleliście, to w końcu Główny Bohater. Gdybym piła, teraz nie mogłabym już chodzić prosto.



Lokaj i Panienka się zmywają, ale miasto zostaje zaatakowane przez Potwora. Nie dałam rady zrobić odpowiedniego screena, ale jest to chodzący posąg umięśnionej postaci trzymającej w dłoni swoją głowę, która zamienia wszystkich w kamień. Tak, tak - tym razem anime z nawiązaniami do mitologii greckiej, nadal nic nowego, ale z pewnością rzadszego niż shinto lub anioły.


Bohater oczywiście bohateruje i zdąża na ratunek Wakanie, która próbowała się z nim umówić (na oglądanie kamieni w muzeum, ja nie zmyślam) i obiecała czekać w tej samej okolicy, którą teraz niszczy potwór.


Ona tak bardzo lubi kamienie, że ma z nich zawieszkę przy telefonie. ONA ZAWIESIŁA PRZY TELEFONIE GARŚĆ KAMIENI WIĘKSZĄ OD NIEGO SAMEGO


Sebastian tymczasem wskakuje do mecha i bije się z posągiem. Całkiem ładne sceny, no ale to przecież Sunrise.


Meduza unieruchamia lokaja na chwilę odpowiednio długą, żeby mu uciec i spróbować zeżreć panienkę. Albowiem jej pozbawiony gustu wisiorek ma większą moc, niż klejnocik, do którego potwór pierwotnie zmierzał.


Dramatyczna Eksplozja Za Plecami Koleżanki Której Właściwie Nie Znał Ale Się Przejął I Tak.
Gdybym piła, byłabym już tak pijana jak jeszcze w życiu nie byłam.



Nie, Bohater nie ratuje Panienki celowo, chce się tylko zemścić za Wakanę.
Ich poświaty są dla wygody pokolorowane - Ruri jest niebieska, czyli odpowiada taoistycznemu yin - jest bierna i spokojna. Alma jest czerwony, czyli yang - aktywny i agresywny. Och, jakie to głębokie! (Spoiler: nie.)



W tym momencie jeszcze się śmiałam.


W każdym razie na naszym bohaterze pojawia się taka dziwaczna, czerwona zbroja, a on sam zupełnie się zapomina w szale i rozwala Meduzę w drobny mak, siejąc przy tym zniszczenie wokół i robiąc krzywdę Ruri. To znaczy - próbując, bo wygląda na to, że nic jej nie jest, a on sam za chwilę ma wyrzuty sumienia:


A, to DLATEGO nie chciał im użyczyć swojej mocy! No proszę, jakie to niecodzienne! (Spoiler: nie.)


Ruri robi mu Magiczną Transformację...


... i zmienia strój na bardziej atrakcyjny i dobajerowany!


Tymczasem potwór nie został do końca pokonany, zdążył zjeść tamten "słabszy", ale jednak nadal potężny klejnocik i przeszedł transformację. Co pokrótce oznacza, że nie daje rady naszemu dużo mocniej dopałerowanemu Almie, a co gorsza jego słabe punkty się teraz świecą.


To jest chyba to tytułowe Sacred Seven - bohater ma teraz w oku, które wcześniej tylko czerwieniało i świeciło, hologram z menu, z którego wybiera sobie moc.
Wszystko się tak przeciągnęło, że pokonuje potwora już w napisach końcowych i robi to bardzo szybko.



Oto pan, z którym Alma walczył w czołówce. CZY TO COŚ OZNACZA?
Also: co tu w ogóle robi SoulTaker? Też się zatrudnił gdy jego własne anime się skończyło?



No oczywiście, że Alma w końcu dołącza do Klubu Wielbicieli Kamieni.
ONI NAPRAWDĘ ZAJMUJĄ SIĘ KAMIENIAMI, OBORU
Znaczy tego, kiedyś sama miałam kolekcję kamieni i tak dalej, takich co się świeciły z minerałami albo były fajnie wyrzeźbione przez korozję, ale pozbyłam się ich jeszcze na początku gimnazjum...



OCZYWIŚCIE że Ruri i Sebastian też tu są i oczywiście wiedzieli że Alma dołączy do klubu!
A że nie są uczniami tej szkoły?...


W tym momencie nawet zaczęłam żałować, że nic nie piłam. Bo głupota tej sceny przebiła wszystkie poprzednie.


Tak, mniej więcej tak wyglądałam.

Hoo, boy... Sacred Seven jest beznadziejne.
Jest wtórne w każdym, KAŻDYM możliwym aspekcie, jest brzydkie (poza scenami walk, które są do wytrzymania), jest koszmarnie głupie i nie rozrywa w najmniejszym stopniu, w żadnym aspekcie. Nie ma tu nic zabawnego, nic interesującego, nic przykuwającego uwagę. Lubię korzystanie ze schematów i zapożyczeń, ale tylko wtedy, gdy jest dobrze wykonane. To anime jest przykładem, jak tego NIE robić.
Ostatnio zjechałam Mawairu Penguindrum, ale tamto miało jakieś zalety i momenty, które dawało się polubić. To tutaj to czysta sieczka. Jest ogromne mnóstwo dużo lepszych anime w takim gatunku. I zawsze można je obejrzeć jeszcze drugi raz.

Usagi Drop

Mam słabość do wątku opieki. I bardzo lubię anime, w których nic się nie dzieje, tylko bohaterowie sobie żyją. A gdy jeszcze coś należy do gatunku josei, czyli przeznaczonego dla dojrzałych kobiet - już wiem, że będzie odtrutką po tym czymś wcześniej.


Oto Daikichi, trzydziestoletni kawaler. Jest zupełnie przeciętnym Japończykiem.


Wybiera się dziś na pogrzeb i stypę do domu, w którym mieszkał dziadek. W ostatnich latach nie miał z nim zbyt bliskiego kontaktu, choć nie doszło do żadnych kłótni czy czegoś w tym rodzaju - po prostu nastąpił brak czasu i chęci do odwiedzin, wśród dorosłych ludzi wszak dość często się to zdarza.


W ogrodzie Daikichi spotyka małą dziewczynkę, która się płoszy i ucieka na jego widok.


Czołówka!
Przyjemna piosenka i pastelowe, dziecinne rysuneczki w animacji, z tytułowymi króliczkami. Słodycz, ale taka pozytywna i nieprzesadzona.



Bohater spotyka w kuchni swoją matkę i pomaga jej zmywać naczynia. W rozmowie kobieta skarży się, że jest duży kłopot. Daikichi nie do końca rozumie, ale przy okazji dopytuje się o wcześniej spotkane dziecko.


Ach ojej, wstyd dla całej rodziny, dziadzia miał romans po siedemdziesiątce i w dodatku dał radę jeszcze spłodzić dziecko!


Daikichi jest zaskoczony, ale przyjmuje to dość lekko...


... W odróżnieniu od reszty rodziny.


Rodzina się zbiera - kilkoro różnych ludzi, choć Daikichi wygląda na razie na najmłodszego z nich. Dyskutują o formalnościach i zgodnie olewają Rin.


A oto drugie obecne dziecko, energiczna siostrzenica bohatera.
Przysięgam, jest tu tylko po to, żeby jej wredotę i brak wychowania zestawić ze spokojem i wycofaniem dziadkowego bękarta.



OCH JAKA JESTEŚ ŚLICZNA I MĄDRA
Oczywiście Rin nadal wszyscy traktują jak powietrze.



Wszyscy poza naszym bohaterem.


AWWWWW!


Następnego dnia wszyscy żegnają dziadka, kładąc mu kwiaty na czymś co wygląda jak trumna (ale pogrzeb wygląda na tradycyjnie japoński, więc raczej skremowali zwłoki). Daikichi jako jedyny pamięta, żeby zwrócić uwagę na Rin.


Większy screen, żeby było widać oburzenie reszty rodziny.


Ale Rin nie chce żegnać swojego tatusia jakimiś chryzantemami, ucieka więc do ogrodu.


 
Rozczulające. Szczery gest małego dziecka.


I znów tylko nasz bohater zwraca uwagę na dziewczynkę, a nawet jej pomaga.


Na naradzie w sprawie przyszłości Rin siada trochę z boku i dostaje w twarz zabawką od swojej siostrzenicy.


A MÓGŁ ZABIĆ
Nie, serio, ta mała jest tak wkurzająca jak tylko się da, żeby nadal było realistycznie.



Wszyscy wymigują się od opieki nad Rin, gdy w końcu padają te słowa. W tym momemcie Daikichi się wkurza.


I postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, ku dezaprobacie reszty zgromadzonych.


Tak zaczyna się fantastyczna przygoda!
No dobra, po prostu wspólne życie trzydziestoletniego kawalera i jego sześcioletniej ciotki.



Napisy końcowe to optymistyczna piosenka z akompaniamentem gitary i podobnie akwarelowa i stylizowana na dziecięce rysunki animacja zawierająca króliczki.


W scenie po napisach oboje jedzą śniadanie. Rin jest naturalnie urocza, ale reakcje Daikichiego wywołują uśmiech same w sobie!

Stanowczo fantastyczna odtrutka. Słodycz i urok. Może tylko drażnić fakt, że cały odcinek to w zasadzie demonstracja, jak to cała rodzina ignoruje Rin i tylko główny bohater jest dla niej miły, więc to, że się nią zaopiekuje jest ostro przewidywalne. Dlatego nie mogę się doczekać co będzie dalej, gdy już załatwiono całe wprowadzenie!

Dantalian no Shoka


Biblioteki!
Na #Arigato pewien młodzieniec narzekał na C, ma bowiem wykształcenie ekonomiczne i głupotę zauważał tam dwa razy bardziej. Stwiedziłam wtedy, że ciekawe, czy reagowałabym tak samo na jakieś anime o bibliotekach, biorąc pod uwagę mój kierunek studiów. I wtedy dowiedziałam się, że faktycznie w tym sezonie będzie coś takiego - w dodatku wyprodukowane przez Gainax! 


Od razu skaczemy na głęboką wodę: zaczyna się jakimś mistycznym miejscem z dwojgiem dzieci.


Oto młodszy o kilka lat niż spotkamy go w serialu Hugh, główny bohater. Nie wiemy jeszcze, czy to scena z jego przeszłości, halucynacje, sen czy nie ma żadnego kontekstu poza przedstawieniem nam mistyczności.
W każdym razie dzieciak wisi w powietrzu w jakimś tajemniczym, niebieskim miejscu, podobnym do nieba z obłoczkami, tylko zawierającym te widoczne w lewym, górnym rogu rzędy ornamentowanych elementów. Jest tu też jeszcze dziewczyna czytająca książkę - chłopiec pyta ją, gdzie właściwie są, a ta mu na to, że to Labyrinth Library, lub...



Yup, Title Drop, już na samym początku!


Chłopiec pyta, czy dziewczynka nie czuje się tu samotna, wyciąga do niej rękę, chwytają się i... Koniec tej sceny. Zapewne zostaje osadzona w kontekście a może nawet wyjaśniona w jednym z następnych odcinków.


Oto dorosły Hugh. Właśnie jedzie do domu, który odziedziczył po dziadku, a jego narracja z offu wprowadza nas w sytuację. Dziadek zginął dość brutalnie, ale chłopak jest nad wyraz pogodny, mimo, że śmierć krewnego go nie cieszy ani nic z tych rzeczy.


 
 
Ten początek jest tak kolorowy i przyjemny, że mroczne rzeczy o których mówi zupełnie tu nie pasują. Ale do miejsc i wydarzeń które zobaczymy za chwilę - jak najbardziej.


Wielka, mroczna, opuszczona rezydencja.


Cóż to, wszystkie półki w prywatnej bibliotece puste?...


Ale oto i pomieszczenie z boku, gdzie z niewyjaśnionego powodu książki są składowane na dość nieporządnie wyglądających, za to mrocznych, stosach.
Czytająca dziewczynka w bonusie. Hugh na początku bierze ją za lalkę, a potem pyta o Dalian, którą miał się zaopiekować, myśli, że to jakieś zwierzątko i dostaje w twarz od, you guessed it, dziewczyny która tak właśnie ma na imię. I jest tsundere, jak prawie każda dziewczyna z tak rysowanymi oczyma.



Oboje udają się do wielkiej kuchni i tam przy posiłku dyskutują o demonach, magicznych książkach i bibliotekach w innych wymiarach. Hugh oczywiście nie wierzy w magię, za co zostaje zwyzywany przez dziewczynkę. Nie wiem czy przyjmuje to tak spokojnie, bo jest głupi, czy po prostu uważa że dziecko nie do końca panuje nad manierami.


Bohater zostaje zaproszony do sąsiada, co ze względu na odległości oznacza przejażdżkę powozem do innej rezydencji. Dalian oczywiście wprasza się na siłę.


I ma ku temu powody - była świadkiem morderstwa dziadka, który nie chciał dopuścić, by sąsiad ukradł mu drogocenną książkę. Ale to nie o jej wartość materialną chodzi...


Hoo boy, ten budynek jest jeszcze mroczniejszy niż poprzedni.
I to co się w nim dzieje też jest mroczne - ukradziona książka była zakazanym, magicznym artefaktem i zawierała stworzenia, które z niej wyszły i teraz krzywdzą wszystkich wokół. Krzywdzą literalnie - wszyscy poza naszym dwojgiem bohaterów są już martwi.



Oni również zostają zaatakowani, ale Hugh, jako były żołnierz, zabezpieczył się biorąc pistolet ze sobą.


Zagrożenia rozwiewają się w pył po wpakowaniu w nie odpowiedniej ilości kul.
Niestety, smok nie chce - ma twarde łuski, a w dodatku zieje ogniem. Gdy Hugh proponuje, żeby Dalian uciekła, gdy on odwróci jego uwagę, ta spostrzega, że chłopak jest godny swojego dziedzictwa i zawiera z nim bardzo mistyczny pakt: każe wyrecytować inskrypcję z tajemniczego, ozdobnego klucza, który odziedziczył i który wygodnie cały czas nosił na szyi, a następnie światła, błyski i transformacja.


A raczej: w okolicy jej mostka pojawia się zamek, do którego klucz pasuje, bohater go przekręca, WSADZA RĘKĘ DO DZIURY W JEJ KLATCE PIERSIOWEJ i wyciąga magiczną książkę.


Odczytuje z niej tekst (smok przez cały ten czas stoi i czeka), który się świeci i załatwia potwora.


Smok znika, a tych dwoje udaje się szukać książki, z której wylazł.


Dalian ją zapieczętowuje - dowiadujemy się, że tego typu książki są zakazane, ponieważ ich magiczną moc ciężko kontrolować i najczęściej kończy się to tyloma ofiarami, co teraz, ale nie przeszkadza to wielu ludziom ich pragnąć. Co kończy się tyloma ofiarami, co teraz, naturalnie.


A była to książka z wystającymi, ruchomymi obrazkami. Tylko taka lepsza, bo obrazki wyskakiwały ze środka i ożywały.
Dalian i Hugh opuszczają budynek i udają się w stronę wschodzącego słońca.



Nie było czołówki, za to napisy końcowe są ostro creepy - zamiast animacji pojawiają się prawdziwi ludzie, dziwnie ucharakteryzowani i robiący dziwne rzeczy, a w dodatku towarzysząca temu muzyka nie jest sama w sobie straszna, ale zestawiona z takimi obrazami pogłębia tylko efekt. Brrr.
Dantalian jest, póki co, bardzo średnim anime - z dwóch tegosezonowych serii o słodkich dziewczynkach z innej epoki wolę IkoMei, natomiast motyw "słodka dziewczynka, zwyczajny facet i tajemnicze zagadki" zyskuje ostatnio na popularności i tego lata mamy takie kreskówki aż dwie (o drugiej za chwilę). Dużą zaletą jest dobre wykonanie techniczne no i sam motyw bibliotek i książek, mam ogromną nadzieję, że ta produkcja nie będzie tak słaba jak Book of Bantorra. Bo mam zamiar to oglądać.

Kamisama no Memochou

No właśnie - zwykły facet, słodka dziewczynka i tajemnice po raz drugi.
Mel Kishida to jeden z moich ulubionych współczesnych artystów. Niestety, tworzy głównie ilustracje do japońskich książek, które nigdy nie pojawią się na Zachodzie - więc większość jego prac niepochodzących z gier ani anime mogę znać tylko bez kontekstu. Smuciło mnie to w przypadku ślicznej, długowłosej brunetki, która na jego obrazkach pojawiała się zawsze w interesującym otoczeniu. Ale już nie mam się o co martwić, bowiem właśnie ta konkretna seria książek została właśnie zekranizowana!
(Uwaga do osób, które kojarzą Kishidę lub zajrzą w listę jego prac - tak, wiem, że od zeszłego sezonu jest emitowane Hanasaku Iroha, również wykorzystujące projekty tego pana, jednak anime na bieżąco oglądam dopiero teraz, dobra? Kiedyś zapewne spróbuję nadrobić.)

Zaczyna się szybkimi SMSami wskazującymi, że jakaś dziewczyna umawia się na płatne randki, oraz widzimy trochę tył naszej ślicznej Głównej Bohaterki. Na razie zupełnie nie wiadomo o co chodzi.

 Czołówka ma bardzo ładną, dynamiczną animację i przyjemną piosenkę.

 Oto główny bohater, Fujishima. Jest samotny, albowiem często przeprowadzają się z rodziną i właśnie zastanawia się nad sensem życia i swoim miejscem we wszechświecie. Nie, w taki normalniejszy sposób, nie górnolotny.

 A oto dziewczyna i mężczyzna, którzy wcześniej umówili się tymi SMSami. Nie była to jednak prawdziwa płatna randka, lecz pułapka, aby od mężczyzny wyciągnąć pewne informacje. Odpowiedni montaż wygodnie nie pozwala nam jeszcze usłyszeć, o co chodzi.

 Facet się przestraszył i przyłożył chłopakowi popielniczką, dziewczyna, wystraszona, wyskoczyła z drugiego piętra.

 Wygodnie wylądowała na stercie śmieci. Tuż obok naszego bohatera. Gdy ten jednak spróbował jej pomóc, został zatrzymany przez grupkę młodych ludzi, bez żadnego wyjaśnienia, za to rozmawiających między sobą o... No w sumie nadal nie wiadomo, o co chodzi.

 Chłopakowi który dostał popielniczką nie stała się za wielka krzywda, więc grupa zwija się razem z nim i dziewczyną, pokojowo, pozdrawiając Fujishimę i pozostawiając go w lekkim szoku.

 Potem widzimy, jak nasz bohater idzie do szkoły i słuchamy jego narracji o tym, że ma wszystko gdzieś, potrafi świetnie udawać, że pamięta nazwiska ludzi (a nie pamięta żadnego) i że dołączył do klubu tylko dlatego, bo jest taki obowiązek. Jak widzimy, klubowa aktywność nie jest zbyt ciężka.

 W każdym anime alienujący się główny bohater musi odpoczywać samotnie na dachu. Ten wlazł jeszcze wyżej, na daszek pomieszczenia gospodarczego na dachu szkoły. Skąd spada gdy tylko zostaje zaskoczony przez koleżankę z klasy.

 Ayaka nie może mu wybaczyć, że zapomniał jej imienia mimo że oprowadziła go po szkole. Jest jednak wyrozumiała i dzieli się znaczkiem klasy, który każdy uczeń powinien mieć wpięty w mundurek.

 Oczywiście nie za darmo - zaprzęga chłopaka do pomocy. Jest bowiem...

 Yup, jak twierdzi, jednoosobowe kluby powinny sobie pomagać.

 Dziewczyna zabiera Fujishimę do miejsca swojej dorywczej pracy, gdzie ten spotyka jej atrakcyjną i groźną szefową i... Tych chłopaków z wcześniej. Okazuje się, że wszyscy są NEETami - to skrót od Not in education, employment or training - nieuczący się, niepracujący, nie na stażu. Czyli - pasożyty społeczne, z którymi Japonia ma coraz więcej problemów.

 Mimo że to określenie pogardliwe, chłopcy zdają się być dumni z niego. Nic dziwnego - są wszak mangowymi, atrakcyjnymi postaciami, a nie tłustymi, brudnymi, śmierdzącymi i odpychającymi otaku. Cóż, konwencja plus zawsze przyjemne projekty Mela Kishidy.

 Fujishima, mimo że popychadło, ma jednak więcej rozsądku i wcale nie podoba mu się spotkanie z takimi osobami.

 Tymczasem pojawia się problem - trzeba dostarczyć posiłek jakiejś tajemniczej Alice. Ci trzej wymigują się jak tylko mogą, pada więc na naszego bohatera.

 Okej, już jest dziwnie.

 A oto i Alice, młodziutka NEET-detektyw. W przeciwieństwie do Victorique z Gosicka i Dalian z Dantalian no Shoka, nie jest tsundere - jest złośliwa, ale bardziej w sposób typowy dla bardzo inteligentnych ludzi, którzy nie są obyci w społeczeństwie.

 Jej nora składa się z ogromnej ilości komputerów, mocnej klimatyzacji i łóżka z dużą ilością maskotek. Oczywiście wszystko jest czyste i zadbane, jak to w anime.

 Jaka ona śliczna.

Przy posiłku rozmawiają sobie - dziewczynka pokrętnie i bardzo górnolotnie tłumaczy Fujishimie czym się zajmuje. NEET detektyw jest w tym lepszy od takiego normalnego, że podczas gdy ten drugi bada miejsce zbrodni i rozmawia ze świadkami, ona, um, stalkuje ludzi internetem i składa to do kupy. Taa, nowoczesność.
Potem mamy też tłumaczenie się, że robi to, bo ma poczucie winy - w końcu głód na świecie jest tylko dlatego, że ona sama nie ma dość mocy by go powstrzymać (nie zmyślam, ona serio tak twierdzi!), więc chce oddać sprawiedliwość martwym, a tylko dwie profesje mogą to zrobić. Pisarz, gdyż "może przywrócić ich życiu w świecie marzeń", oraz detektyw właśnie, ponieważ może "przywrócić ich zza grobu...

 Ponieważ informacje, które wygrzebał detektyw...

 
 
 Yup, potrójny Title Drop. Jak w latach osiemdziesiątych. Teraz także i tytuł tego anime ma sens - skoro wymyśliła go mała, odizolowana od realnego świata dziewczynka...

 Coś zaczyna się dziać, Alice wydaje rozkaz, żeby Fujishima zawołał kolegów, którzy go tu wysłali. Nie dowiemy się jednak, o co chodzi jeszcze teraz, bo zagmatwany montaż wyjaśni nam to później, gdy chłopak wróci do domu i obejrzymy retrospekcję z jego głowy.

 Następnego dnia Alice znów zachowuje się jak prawdziwe dziecko i płacze że uszko się naderwało temu misiu. Trzeba go więc zabrać do naprawy...

 Białowłosy pan to jakiś twardy gangster, który nie chce się przed swoimi ludźmi przyznać, że naprawia misie. Każe więc naszemu znów dającemu sobie wydawać polecenia bohaterowi nawet o tym nie wspominać.

 A następnie rozkazuje mu odtworzyć dane z płytki, którą przekazała Alice. Bo okazuje się, że panowie gangsterzy to tępaki które nie potrafią nawet wsadzić płytki i kliknąć na autouruchomienie.

 Jeśli chodzi o tę parkę na początku - okazuje się, że szukali tej dziewczyny z prawej.

 Oczywiście loli-NEET-detektyw już wie... HNNNNG ALE ONA PIĘKNA

 Gdy poszukująca koleżanki dziewczyna wychodzi spod prysznica, widzi coś takiego. Odbiera to spokojniej, niż normalna postać z anime, tzn. wysłuchuje Alice, bez krzyków, rzucania się i pisków.

 Ta jej wyjaśnia co się wydarzyło i gdzie podziała się koleżanka, a sprawa zostaje zamknięta. Nie, nie powiem o co dokładnie chodziło, zagadki detektywistyczne trzeba poznawać samemu.
W każdym razie opuszczamy tamtych troje i wracamy do normalnego życia.

 
 Och ależ oczywiście - w końcu takie osoby to przeważnie brudasy, ale że to śliczna loli to ani po niej tego nie widać, ani nie śmierdzi. Chciałabym być mangową postacią, której tak długie włosy nie przetłuszczają się ani trochę po dwóch dniach niemycia!

 FANSERWIS!

 No i motyw, którego najbardziej w anime nienawidzę - Ayaka rzuciła się na Alice i zaczęła ją na siłę rozbierać z brudnych gaci zapominając o obecności Fujishimy, ale to on dostaje puszką z napojem w łeb za bycie zboczeńcem. Ech.

 Przeciwko obrywaniu przedmiotami trochę zaprotestował (ale wyglądało to jakby było okej, gdyby puszka była pusta), ale już przejęcie obowiązków Ayaki w pracy, no bo ta jest przecież zajęta kąpaniem Alice, nawet go cieszy.

 Potem tylko bardzo zwyczajny ending i koniec.

Wynudziłam się. KamiMemo nie jest złym anime, jest bardzo dobre - ale sklejenie dwóch odcinków w jeden dłuższy, wprowadzający, nie podoba mi się. Rozumiem zamierzenie - dużo bohaterów, których trzeba przedstawić, ale nie chciano robić chaosu jak w IDOLM@STER. Ale w ten sposób momentami mocno się niecierpliwiłam.
Postaci drażnią. Główny bohater to popychadło, Alice jest bucowata, Ayaka to typowa energiczna koleżanka, trzej NEETci różnią się tylko tym od typów, które reprezentują (otaku broni, kobieciarz, starszy brat), że są dumni z bycia NEETami. A sam pomysł na gloryfikację bardzo poważnego problemu japońskiego społeczeństwa uważam za trochę niesmaczny. Ale tylko trochę - ci trzej są bardziej głupkowaci niż fajni, a Alice wcale nie jest NEETem, w końcu pracuje jako detektyw - czyli freelancer.
Graficznie jest pięknie, widać projekty Kishidy zwłaszcza w postaci detektywki. Zagadka też była niezła (choć nie jestem fanem kryminałów, więc się do końca nie znam), montaż i animacja przyjemne. Ale nie będę tego oglądać na bieżąco.
Razem z Blood-C i Penguindrumem to anime trafia na listę tych, na których koniec zaczekam a potem sprawdzę opinie znajomych i internetów.

O czym nie pisałam

Nyanpire - bo ma bardzo krótkie, czterominutowe odcinki. Ale napiszę o nim, gdy się skończy, bo mimo że nie lubię ani kotów ani wampirów, urzekło mnie.
Baka to Test to Shoukanjuu Ni! - Bo pierwszy sezon był w porządku, ale zawierał za dużo przemocy wobec niewinnych facetów, czyli wątku, którego w anime wyjątkowo nie trawię. Nie chcę więcej.
Itsuka Tenma no Kuro Usagi - Bo pomysł wygląda na nudny, a kreska jest paskudna.
Kamisama Dolls - Bo też sprawia wrażenie nudnego.
Manyuu Hikenchou - Bo w tym anime chodzi o fanserwis, a fanserwis najlepiej ogląda się z Blurayów. A o telewizyjnej cenzurze tej serii już jest dość głośno.
Morita-san wa Mukuchi - Bo wygląda na najnudniejsze anime sezonu.
Natsume Yuujinchou San - Bo nie znam poprzednich części, ale kiedyś się za nie zabiorę.
Nekogami Yaoyorozu - Bo catgirle - ile można? Poza tym wygląda brzydko.
No. 6 - Bo za sci-fi nie przepadam, a jeśli już, to coś musi być z naprawdę wysokiej półki.
Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou - Bo sequel czegoś, o czym nawet nie słyszałam. Ale wygląda fajnie, jest shounenem i muzykę zrobił Kouhei Tanaka, czyli ten element z pewnością jest doskonały. Będę musiała się kiedyś zapoznać.
R-15 - Kto wymyślił coś tak głupiego?
Ro-Kyu-Bu! - Bo nie jestem pedofilem.

Uff. Trzynaście stron tekstu i siedem serii oglądanych na bieżąco. Quite an achievement.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.