sobota, 21 lipca 2012

Ebitę

Anime wylosowanym na dziś jest Ebiten: Kouritsu Ebisugawa Koukou Tenmonbu. Wiem, że aż się prosi o przerobienie tytułu w jakiś wulgarny sposób, ale nie bedę przecież używała brzydkich słów na blogu.

Ponieważ nie dowiemy się tego w tym odcinku (bo tak naprawdę niczego się nie dowiemy), krótkie wprowadzenie do fabuły, czyli jak była przedstawiana w internetach:
Noya Itsuki właśnie poszedł do szkoły średniej i chce dołączyć do klubu astronomicznego. Ponieważ nazwy brzmią podobnie, trafia jednak do klubu dla otaku-dziewczyn, ale nie ma o tym na razie pojęcia.
CZY CZUJECIE TE EMOCJE?! 

 
Zaczynamy wprowadzeniem, że kosmos jest duży (nie, serio?) i że przeznaczenie gwiazdy cośtam. Ja bardziej się skupiłam w tym momencie na tym, że zdobyłam odcinek w żałosnej jakości.

(Kumacie, to taki żart, bo to anime jest żałosne, więc wideo w 288x264 pasuje do niego! Hehe!)
 

Potem mamy dużo krzyczenia i bohaterów w męskich, shounenowych pozach. Bohaterki. Bojownicze licealistki. Fascynujące.
 

Lekcja angielskiego - nauczycielka czyta tekst tak niesamowicie prześmiesznym Engrishem, że aż dałam temu anime 2/10 zamiast 1/10.
 

Jedna z głównych bohaterek (protip: rozpoznaje się je po dziwnych fryzurach) się nudzi i czyta książkę, nauczycielka robi z tego tragedię, lekcja się kończy, wszyscy wychodzą z klasy.
 

No, nie wszyscy, bo druga bohaterka się przewraca, pokazuje majtki i yaoi doujin jej wypada z torby. Przyzwyczajcie się, bo jej majtek jeszcze będzie dużo w tym odcinku, a i doujin spełni ważną rolę.
 

Ach, ten słynny komediowy chwyt z jedną bohaterką molestującą drugą! Kiedy jedna dziewczyna bije, rozbiera, upokarza i krzywdzi na wszelkie możliwe sposoby drugą lub chłopaka, jest to jak najbardziej akceptowalne, a nawet pożądane, bo przecież nie istnieje inny sposób, żeby popokazywać nam więcej majtek. To wcale nie tak, że autorzy to leniwe łajzy i wymyślili jedną z najobrzydliwszych metod na fanserwis, bo im się nie chciało.
 

To takie zabawne i podniecające, bo ona jest goła i nieszczęśliwa, hehe, fapfap.
 

A wiec doujin przyda się do wypróbowania przydatności potencjalnej nowej koleżanki, najpierw jednak trzeba go przejrzeć, żeby jeszcze bardziej upokorzyć właścicielkę.

Also, jeśli ktoś zauważył, to tak, to jest Saint Seiya.
 
Jeszcze więcej fanserwisu dla wielbicieli zabawnej przemocy. I w sumie tego nie rozumiem - skoro ona zdaje sobie sprawę, że ta koleżanka zajmuje się głównie jej krzywdzeniem, czemu się z nią trzyma, a po lekcjach ochoczo sama za nią pobiegła, żeby jak najlepsze przyjaciółeczki poszły do klubiku? Syndrom sztokholmski? Aha, w takim razie zasłużyła!
 
Pierwszoroczna kandydatka na członkinię klubu odnajduje sens w układaniu na nowo kadrów z pociętego yaoi. I robi to dobrze, ale nadal niewystarczająco, pora na kolejną próbę.
 
Nadal jesteśmy przy Saint Seiya. To chyba jedyna manga w tym świecie, serio. Więc wyciągają z niej co się da, a i tak nie jest zabawnie.
 
Tak, prawie całe drugie pół odcinka to tak jakby parodia pierwszej serii Saint Seiya. Tak jakby, bo parodie chyba powinny być choć trochę zabawne? Czemu to miało służyć? Znaczy rozumiem, że wybrali akurat ten tytuł, bo się tam przewijają nazwy gwiazdozbiorów i Kosmosy, więc Potencjalna Nowa Koleżanka będzie myśleć, że to coś związanego z astronomią, ale to jest serio słabe.
 
Mimo wyraźnych wskazówek, że ten klub jest pełen porąbanych i niebezpiecznych osób, dziewczynka nadal chce wstąpić. Opiekunką okazuje się, oczywiście, nauczycielka z początku (cóż za foreshadowing!), która od stereotypowej Rabniętej Starej Panny Nauczycielki różni się tym, że podobno ma jakiegoś chłopaka!
 
Za to rąbnięta jest podwójnie.
 
dziewczęta wychodzą razem ze szkoły, a przewodnicząca klubu zdradza im, że rozmawiała wcześniej z przewodniczącą samorządu, grożącą, że zlikwiduje klub, jeśli nie przybędzie członków. Aha, czyli gdyby powiedziała im o tym wcześniej, nie byłoby żadnej awantury o przyjęcie nowej, bo wszyscy mieliby świadomość, że od tego zależy przyszłość klubu? CZYLI CAŁY TEN ODCINEK BYŁ BEZ SENSU I PO NIC?!
Also, nowa wreszcie się im przedstawia. To jest właśnie Noya Itsuki. Ten chłopiec z opisu. To chyba jest jakiś oryginalny motyw, że coś, co zapowiadało się na haremówkę, będzie niańczeniem chłopca bardziej dziewczęcego niż wszystkie pozostałe bohaterki razem wzięte?...

Podsumowanie

Myślałam, że gdy w zapowiedzi sezonu Scamp podsumował to krótkim "Arrrgggh get it away from meee!!!", przesadzał trochę. Teraz widzę, że nie. To anime boli.
Narzekałam ostatnio na przeciętną haremówkę, ale tamta była tylko przeciętna. Wielbicielom gatunku mogłaby się spodobać, a i ładna była i miała interesujące momenty. To tutaj fizycznie boli.
Cały odcinek opiera się na dwóch żartach:
1. Przemoc psychiczna i fizyczna jest okej, jeśli robi to jedna dziewczyna dostatecznie ładnej drugiej. Hej, lubię fanserwis, nie jestem wybredna, ale taki sposób na niego mnie brzydzi i żenuje. Brawo, sprawiliście, że cycki mnie żenują!
2. Nawiązania do Saint Seiya. Wszystkie zrozumiałam, ale żadne nie jest nawet odrobinę zabawne.
W momencie, gdy opierasz cały odcinek na bezsensownych działaniach i dwóch żenująco nieśmiesznych żartach, coś jest bardzo nie tak.
To anime to takie Yuru Yuri spotyka Ichizona, tylko nie ma w nim nic fajnego. Nie poleciłabym nawet komuś, kogo nie lubię, bo takim zawsze polecam Boku no Pico. Serio, obejrzyjcie Boku no Pico zamiast tego.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.