czwartek, 28 lutego 2013

Heartcatch Precure

Tak naprawdę nie zamierzam oglądać innych serii Precure. To jednak nie dla mnie - są infantylne, przeciętne graficznie, służą reklamie zabawek, na które nawet gdybym nie była za stara, to i tak mogłabym je najwyżej sprowadzać za ciężką kasę. To anime zrobione z myślą tylko i wyłącznie o młodych Japonkach, aby sprzedać gadżety i przy okazji przemycić dobry dla dzieci morał.


Ale z czystej ciekawości chciałam sprawdzić tę słynną Najlepszą Serię Precure. Jest inna od pozostałych dzięki unikalnemu stylowi graficznemu, który, oczywiście, nie każdemu może przypasować. Jest też najpopularniejszą wśród fanów wersją - nie wiem, czy słusznie, bo nie widziałam pozostałych, ale to, co reprezentuje samą sobą jest zadowalające. Wszelkie dziecinności i głupotki wszakże nie zostaną jako takie odebrane przez grupę docelową.

Tsubomi Hanasaki właśnie przeprowadziła się z rodzicami do Kibougahany. Mama i tata otwierają tam kwiaciarnię, a Tsubomi postanawia, że wreszcie skończy z nieśmiałością i znajdzie przyjaciół. Niestety idzie jej beznadziejnie. Ale tu pojawia się Erika Kurumi, koleżanka z klasy, w dodatku sąsiadka - jej matka prowadzi sklep z ubraniami tuż obok. Tsubomi na początku unika głośnej i energicznej dziewczyny, jednak do czasu. Oto bowiem na niczego nie spodziewającą się główną bohaterkę spadają dwa piskliwe stworki. Chypre i Coffret są wróżkami, które szukają nowych Precure. Bowiem dotychczasowa obrończyni Drzewa Serc została pokonana i potrzeba kogoś nowego - zresztą Tsubomi już o tym wie, bo ostatnio często jej się śniła walka, w której Cure Moonlight przegrała. Okazuje się więc, że nasza heroina została wybrana, a pierwszą osobą którą ratuje jest Erika właśnie.


Za chwilę również Erika zostaje Precure i przez połowę serii mamy dwie wojowniczki. I utarty schemat, taki sam w każdym odcinku: ktoś z Desert Apostles się pojawia, znajduje osobę, która się czymś martwi, wyciąga z niej Kwiat Serca i tworzy potwora, który zostaje pokonany. Nie wcześniej jednak, niż wykrzyczy, z czym ta osoba miała problem, więc potem można jej pomóc. Ostatecznie źli zawsze przegrywają, a ludziom żyje się lepiej. Aha, a jedna z wróżek defekuje Sercowymi Nasionami, po jednym na każde uleczone serce. Nasiona mają pomóc zagrożonemu Drzewu Serc, które próbują zniszczyć Ci Źli.


Powtarzalność jest nudna i irytująca. Ale potrzebna - czymś trzeba wypełnić 49-odcinkową serię, w jakiś sposób pokazać, że zagrożenie jest rzeczywiste. Przy okazji uczymy się, że należy odrabiać lekcje, nie należy się bać, że kochająca matka nie zaakceptuje naszych zainteresowań i tym podobne. Ci Źli zawsze atakują dokładnie tam, gdzie są bohaterki. Rozumiem, że szaleją po tym mieście, ale czemu wloką się za nimi na piknik, w odwiedziny do przedszkola czy nawet nad morze? Oczywiście bardzo rzadko wpadają na pomysł zmiany schematu, bo nawet jeśli Dark Precure byłaby dużo bardziej efektywna to przecież nie może pokonać bohaterek zbyt wcześnie.


 Dramatyczne sceny są robione porządnie i starannie. Problemy bohaterów mogą się wydawać zbyt mroczne dla dzieci, ale przecież to one się z takimi spotykają. Jedna z koleżanek z klasy Eriki i Tsubomi zastępuje wcześnie zmarłą matkę swojej młodszej siostrze i przez to nie ma czasu dla siebie. Chłopiec boi się wyznać miłość swojej starszej przyjaciółce z dzieciństwa, bo ta traktuje go jako młodszego brata. Inny chłopiec jest zazdrosny o przyjaciółkę z dzieciństwa, bo w jej wyglądającej jak facet koleżance upatruje rywala. Życiowe, ciężkie problemy, ale nie nierozwiązywalne. Same bohaterki też mają swoje kłopoty, zawsze prezentowane w bardzo dobry sposób.


Z kolei humor jest, no cóż, słaby. W dużej mierze polega na gimnazjalnych wygłupach bohaterek, tym, że Ci Źli są przerysowani (jeden myśli tylko o swojej urodzie, drugi tylko o walce), oraz na dramatycznych odkryciach, gdy ktoś mówi, że cośtam, a pozostali są "A, okej, cośtam. EEEEEEH COOOŚTAAAAAM?!". To męczy. Męczą też wróżki, stwierdzające oczywistości i komentujące to, co i tak już widzimy swoimi piskliwymi głosikami.


Główna bohaterka jest delikatna i nieśmiała, interesuje się kwiatami, nosi okulary, a jej kolor to różowy. Jest też najsłabszą Precure w historii, niezdarną i nieuważną. Jej najlepsza przyjaciółka jest z kolei bardzo głośna i energiczna. Uwielbia modę i prowadzi Klub Mody w szkole, projektuje, a nawet szyje ubrania. Jej kolorem jest z kolei niebieski. Obie dziewczyny uzupełniają się nawzajem, prezentując dwa skrajne wzorce kobiecości.


Ponieważ uzdrawiane osoby pochodzą z bezpośredniego otoczenia bohaterek, wiele z nich pojawia się regularnie w tle. To powoduje, że możemy mieć lekkie wrażenie klaustrofobii. Z tego też otoczenia pochodzą pozostałe dwie Precure, których można się domyśleć, ale wolę jednak nie zdradzać, kim są.


Podoba mi się też, że dziewczyny mają swoje zainteresowania, marzenia i plany na przyszłość. Tsubomi jest zafascynowana kwiatami i roślinami, Erika kocha modę, są też koleżanki lubiące sztuki walki, piłkę nożną, koledzy kochający film lub komiks. Prawie każdy ma jakieś aspiracje, co jest trochę nierealistyczne dla dzieciaków w tym wieku, ale daje bardzo dobry wzór widzom.


Projekty postaci wybijają się z tego, co można zobaczyć w pozostałych seriach Precure. Zatrudnienie znanego z Casshern Sins (oraz Ojamajo Doremi) Yoshihiko Umakoshiego było strzałem w dziesiątkę. Buzie są okrąglejsze, a szczegóły uproszczone, ale nie na tyle, żeby wyglądały biednie. Ma to na celu coś innego - takie postacie fantastycznie się deformuje aby upłynnić animację. I faktycznie, walki są dynamiczne, nawet ruch podczas rozmów jest płynny, mimo, że wcale nie zawarto tak wielkiej ilości klatek animacji. Deformacje i rozmycia wykorzystano na najwyższym poziomie, dzięki czemu nawet technicznie przeciętna płynność ruchu została bardzo poprawiona.


Tła to już standardowe, kolorowe plamy lub zarysy budynków, wzgórz czy klombów z kwiatami. Są statyczne i po nich najlepiej widać, że budżet był przeciętny. No ale nie o artystyczne tła w takich seriach chodzi. Z kolei transformacje i ataki specjalne robią, jak zwykle, wrażenie. Tutaj podczas przemiany bohaterki spryskują się specjalnymi perfumami, które materializują na nich stroje, a atakują specjalnymi różdżkami i tamburynem, których elementami trzeba pokręcić. Właśnie - przecież trzeba sprzedać zabawki małym dziewczynkom. Mamy więc renderowane w 3D przedmioty do transformacji na samym ich początku i takie też różdżki. Na szczęście tylko na początku. No i to jednak dość groteskowo wygląda, gdy bohaterka groźnie krzyczy "haaaaa!" i kręci wyraźnie plastikową obręczą różdżki.



Z kostiumów bohaterek najbardziej podoba mi się asymetryczna, długa suknia Cure Moonlight. Ale, oczywiście, wszystkie są śliczne i chciałabym je. Bo te kostiumy, w sumie, też muszą dać się sprzedać.


Muzyka w tle jest naprawdę dobra. W podniosłych scenach przygrywają nam głównie skrzypce, w tych bardziej energicznych - gitary elektryczne. Transformacja każdej z bohaterek ma własną melodię, ataki również je posiadają. Naprawdę, w tej kwestii się bardzo postarano, epickie momenty są naprawdę epickie, a smutne - faktycznie smutne.


Opening i pierwszy ending są poprawne, ten drugi zawiera renderowane w 3D, tańczące Erikę i Tsubomi jako animację, pocieszne to, ale takie sobie. Za to drugi ending, którego, niestety, nie zalinkuję, bo zdradza kim są pozostałe dwie bohaterki... O, panie. Piękna, gospelowa piosenka i naprawdę skomplikowany układ taneczny na słońcu, księżycu i polu kwiatów. Chyba najlepsze napisy końcowe jakie widziałam w 2012 roku.


Jeśli o seiyuu chodzi to i tu mamy plejadę gwiazd, niestety, nie prezentują swojego najwyższego poziomu. Piskliwy głosik Tsubomi podkłada Nana Mizuki, znana jako Hinata z Naruto, Fate Testarossa z Magical Girl Lyrical Nanoha, czy Colette z Tales of Symphonia. Jako Erika drze się mniej mi znana Fumie Mizusawa. Za to dwie pozostałe bohaterki grają fantastycznie Houko Kuwashima (Kagura - Azumanga Daioh, Kirika - Noir, Filia - Slayers) i Aya Hisakawa (Skuld - Oh! My Goddess, Yuki - Fruits Basket, Ami Mizuno - Sailor Moon) i to dzięki nim druga połowa serii również dźwiękowo bardzo zyskuje. Na plus wyróżnia się jeszcze Dark Precure mówiąca głosem Minami Takayamy (Dilandau - Escaflowne, Shiris - Lodoss).


Na minusie mamy trzy wróżki, piszcząco - denerwujące swoimi głosami. najgorszy element całej serii.

Podsumowanie

Sztandarowe i sztampowe Magiczne Dziewczynki. Seria obowiązkowa, jeśli lubicie ten gatunek, jeśli nie, omijajcie ją z daleka. Jeśli nie jesteście zdecydowani, badzo dobrze zacząć właśnie od tego, jeśli długość Was nie odstraszy. Na ekrany japońskich telewizorów właśnie wchodzi dziesiąta seria Precure, więc prawdopodobnie cel w sprzedaży zabawek i uczeniu dzieci ważnych prawd osiągnięto.


Nie bój się marzyć, wyznaj swoje uczucia innym, kochaj cały świat!

POWIĄZANE

5 komentarzy:

  1. Precure niezależnie od serii jest... aaaa... nawet gdyby a darmo dawali, a nigdy w życiu.
    Za stara jestem, możeby moje dziecko by to łyknęło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kreską bardzo przypomina mi Ojamajo Doremi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszne skojarzenie, projekty postaci robił ten sam pan!

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o serie sprzedające zabawki to zdecydowanie teraz jestem bardziej skłonna od tokusatsu niż magical girls.
    Heartcatch wystartował razem z Kamen Rider Decade i się skończył w połowie Kamen Rider W, a był to świetny rok tokusatsu i jeszcze był wtedy Samurai Shinkenger, więc nic dziwnego, że magical girls musiało wyjść porządnie. Bo co by to było spartaczyć TAKIE pasmo...

    OdpowiedzUsuń
  4. To anime nie wydaje mi się jakieś wspaniałe,ale na pewno będzie dobrym umilaczem czasu. Zresztą jak obejrzę to się przekonam :)
    Świetna recenzja ^^

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.