niedziela, 5 maja 2013

Attack on Titan

No przecież nie "Shingeki no Kyojin", nie jestem jakimś łibusem, żeby używać japońskich tytułów! Znane też jako "Eotena Onslaught", jeśli nie macie honoru i oglądacie suby od Commie. 

 
 Manga, na podstawie której powstała opisywana seria, jest bardzo popularna i bardzo brzydka. I podobno bardzo dobra.


Na początku oglądamy, jak szybki i dobrze zorganizowany oddział konnych jeźdźców atakuje jednego z tytanów. 

Screen tak wygląda, bo, well, animacja tutaj taka jest. Sceny akcji rozmazane, albo statyczne obrazki po których kamera przesuwa się, żeby stworzyć wrażenie ruchu, albo dramatycznie krzyczące postacie na tle złożonym z samych kresek, ale za to z powiewającymi włosami.
Nie wiem co o tym myśleć: ostro biedna animacja, podczas gdy rysunki bardzo szczegółowe, porządne tła i bardzo mało QUALITY.

Oto Eren, główny bohater. podczas zbierania drewna na opał zdrzemnął się i miał paskudny sen o tym, że tytani przedostali się przez ogromny mur, który od stu lat skutecznie chroni przed nimi ludzkość i biedak aż się popłakał. Na szczęście przyrodnia siostra, Mikasa, obudziła go w porę.

Ludzie żyją spokojnie w miastach wewnątrz murów. Ich społeczeństwo jest, nie wiem, gdzieś na poziomie rozwoju późnego średniowiecza? Trudno orzec na razie, bo żadnej broni palnej nie zauważyłam, a model władzy jeszcze nie był przedstawiony. Jest tylko religia, czcząca mur.

Dzieciaki są zatrzymane w drodze powrotnej przez strażników, którzy piją, bo przecież mury dobrze chronią ludzkość! Czym się przejmować!
Cały ten odcinek jest gęsty i skupiony na tym, jak bardzo wszystko dąży do tragedii. Co chwilę oglądamy zbliżenia muru, co chwilę wszyscy się upewniają, że przecież są bezpieczni. Bardzo trudno porządnie oprzeć coś na takim motywie, bo przeważnie uparte zapowiadanie tragedii jest nieznośne, ale tu się nawet udało.

Dzieciaki obserwują, jak oddział z początku odcinka wraca, pokonany i przetrzebiony. Obserwujemy jak resztki jednego z nich zostają zwrócone matce-staruszce i jak dowódca załamuje się i krzyczy, że to wszystko na nic. Bardzo przedramatyzowane, ale, znowu, to działa.

Eren ma kochających rodziców, więc to jasne, że i tu wydarzy się wkrótce jakaś tragedia. Póki co matka jest jedynie bardzo niezadowolona, że chłopiec chce dołączyć do jednego z oddziałów wyjeżdżających poza mury i potykających się z tytanami.

A to nasz trzeci bohater, Armin. Poznajemy go, gdy dostaje bęcki od łobuzów bo ośmielił się im mówić, że mur kiedyś upadnie. 
No przecież nic się nie stanie, przestańcie dawać zbliżenia na mur i grać przejmującą muzykę, żartownisie!

Mamy tę głupią, typową dla anime kliszę, że łobuzy zupełnie nie przejmują się, gdy Eren biegnie na pomoc, ale na widok Mikasy uciekają. Bo, wiecie, hehe, baby są straszne.

Dzieci sobie spokojnie siadają i omawiają swoje poglądy na mur. Wokół nich toczy się sielankowe życie, mamy więc zbliżenia na bawiące się dzieci, matkę z niemowlęciem, no przecież wszyscy jesteśmy bezpieczni, co się może stać, you guys!

OCZYWIŚCIE, ŻE MUR ZOSTAJE USZKODZONY!!111
A dokładnie, pojawia się znikąd tytan większy, niż wszystkie pozostałe i wybija dziurę w murze, po czym po prostu się ulatnia.

Ale to wystarczyło, bowiem po mieście zaczynają spacerować mniejsi tytani!

Ojciec Erena wyjechał parę godzin temu, niestety matka została w domu, który teraz się na nią zawalił. Dzieci próbują ją uwolnić spod gruzów, ale nie dają rady. Kobieta przekonuje je, żeby uciekały, bo i tak nie dałaby rady uciekać ze zmiażdżonymi nogami, ale te nie dają za wygraną.

Pojawia się jeden z wcześniej pijanych strażników. Najpierw próbuje zaatakować zbliżającego się tytana, ale panikuje, zabiera dzieciaki i ucieka. Matka jest zadowolona, że Eren i Mikasa są bezpieczni, ale jednocześnie się boi...

I słusznie, bo tytan znajduje ją i zjada. Co dzieci w przerażeniu obserwują, przewieszone przez ramiona ratującego je mężczyzny. A my widzimy dramatycznie rozbryzgującą się po bruku krew.

PODSUMOWANIE:

Ciężko mi się to oglądało. Nie z powodu krwi i przemocy, jak błędnie założył pewien znajomy seksista, bo to mnie nie rusza, nie jest zresztą tu tego aż tak wiele. Moim problemem jest ciężki klimat i uczucie beznadziejności - coś, co sprawiło, że nie byłam w stanie oglądać  Rainbow i najnowszych filmów Smarzowskiego. 
Chcę kontynuować, bo to przecież tak rzadkie, że odcinek wypełniony przedramatyzowaniem i kiepską animacją działa, a nie śmieszy i odrzuca, ale już wiem, że będę się źle czuć. A z tego, co wiem, będzie jeszcze gorzej.

POWIĄZANE

2 komentarze:

  1. Jakoś nie ciągnie mnie do tego anime.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tego trzeba mieć nastrój. Póki co siedzę na trzecim czy czwartym odcinku i myślę kiedy będzie nowy odcinek Garganti...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.