poniedziałek, 27 grudnia 2010

Panty & Stocking with Garterbelt - pierwsze wrażenia

Wielki hicior tego roku. Gainaxowi znowu udało się zrobić anime tak bardzo szalone, że prawie nikogo nie pozostawia obojętnym. Widzowie albo omijają je z obrzydzeniem bo "kreska niemangowa" (a jeśli już obejrzą choć pierwszy odcinek, obrzydzenie zaczyna mieć realne powody - ale to już lekki spoiler), albo czczą taki wyjątkowy wybór grafiki i doskonale się bawią. Miło mi się przyznać, że styl rysunków od razu mnie kupił, a humor sprawił, że chcę więcej.

Majtka i Pończocha w swoim Przezroczystym.
 A w ogóle to zaraz, 'pierwsze wrażenia' z pierwszego odcinka serii, której emisja się już kończy? Otóż po pewnym sezonie w którym oglądałam aż trzy serie na bieżąco, stwierdziłam, że chromolę, nie lubię czekać na każdy kolejny odcinek - zacznę interesujące anime dopiero, gdy będę mieć pewność, że już nie nadgonię. I tak też uczyniłam. 

wtorek, 21 grudnia 2010

One vision

Wejszłam tak sobie na oficjalny kanał zespołu Queen i obejrzałam parę klipów. Do tego konkretnego, którym się dziś dzielę, zachęcił mnie dopisek (Extended) - mam bowiem tę piosenkę w Singstarze, a przy śpiewaniu każdej z nich dodatkową atrakcją jest właśnie oglądanie teledysku - więc zazwyczaj to mi wystarcza.

I nagle coś we mnie zaskoczyło, co w tym wideo widać dokładnie. To nie jest znany, pamiętany i czczony przez tłumy wtedy i dziś Freddie Mercury. Znaczy, to jest on, ale nie tylko - to czterech, równie ważnych i równie dużo wnoszących mężczyzn, skupionych na tym, co robią najlepiej: zapewnianiu ludzkości ponadczasowej rozrywki. I dobrze się przy tym bawiących. Czy, jako fan zespołu z czasów ich świetności, mam prawo się obrażać, że nie rozwiązali grupy po śmierci Freddiego tylko znajdowali różnych wokalistów i kontynuowali karierę? Przecież cóżby innego tych trzech jeszcze żyjących staruszków miało robić? Że nawet, skądinąd fajny, Robbie Williams nie ma tak fantastycznego głosu (bo nie jest identyczny) jak Freddie - co z tego? Zawsze mogę przecież po prostu nie słuchać. I tyle. To przecież już na zawsze mi zostanie.

czwartek, 16 grudnia 2010

Najlepsze intro ostatnich miesięcy

Intra gier są przeważnie wprowadzeniem "czego możemy się spodziewać", lub przedstawieniem postaci i otoczeń. Lub jednym i drugim. Zazwyczaj wystarcza mi oglądanie ich przy okazji uruchamiania gry - gdy Jacek włączył MGS2 i zadzwonił telefon, zdążyłam obejrzeć klimatyczny filmik ze świetną muzyką jakieś pięć - sześć razy i nie mieć dość. Ale nie aż tak bardzo, żeby szukać na YouTube. 

Z tym jednym, jedynym intrem jest w moim przypadku inaczej. Nie wiem w zasadzie dlaczego, jest przecież przeciętne - zwykły J-pop z prześmiesznym Engrishem, jakiego na pęczki, efekciarska prezentacja najważniejszych postaci, walk i konfliktów, designy typowo dziwaczno-japońskie: połączenie przerysowanych elementów historycznych z przerysowanymi współczesnymi. Ale jakoś nie mogę się oderwać.