Dragon Ball Z: Battle of Gods
Dragon Ball to dla mnie ważny, nasiąknięty nostalgią etap w życiu. Moja rodzina nigdy nie miała satelity ani kablówki, załapałam się więc tylko na kilka odcinków po niemiecku, na RTL2, odwiedzając kolegę. Kupowałam za to mangę - zaczęłam od siódmego tomu, ale dziś posiadam wszystkie 42 (ale fizycznie są u znajomej). Dzięki czemu robiłam karierę wśród oglądających serial kolegów z klasy, pożyczając im nowe tomiki.
Dziś większość z nich wyrosła z bajeczek, ale ja nie. Dlatego próbowałam kilkukrotnie oglądać kinówki Dragon Balla, którego wolę od serii Z czy GT, a sam serial animowany wydaje mi się zbyt długi. Skutek oglądania tych kinówek był marny - wszystkie opowiadały znaną mi już historię na nowo, ale w nudny, wtórny, przegadany i pozbawiony wyobraźni sposób. Nie wiem więc nawet, dlaczego w ogóle sięgnęłam po film na podstawie mniej lubianej przeze mnie serii z dorosłym Goku.