wtorek, 15 września 2015

Pierwsze Wrażenia: One Punch Man

HAHA TEGO SIĘ NIE SPODZIEWALIŚCIE: oto pierwsze wrażenia przed zapowiedziami sezonu, i to nie z byle czego, ale z jednej z najbardziej wyczekiwanych adaptacji! Hitowa manga będzie publikowana w Polsce już od grudnia przez JPF, a tej jesieni, od października, obejrzymy sobie anime, którego pierwszy odcinek pojawił się na Niconico już na początku września!
Niestety, jak to ze streamami bywa, jakość obrazu jest beznadziejna, a, spoiler - to anime ma naprawdę świetną animację. Jeśli więc przekonam Was do oglądania, zaczekajcie na właściwą emisję w dobrej jakości, warto!


 No więc duże miasto (jak na Japonię to pewnie suburbia, ale ja w Warszawie mieszkam, nie w Tokio) pełne niewinnych ludzi jest atakowane i niszczone przez Złego Potwora.

 Wszyscy superbohaterowie pokonani...

 ... a ludzie bezsensownie giną, nikt nie jest bezpieczny, nawet płaczące dzieci...

 Ale oto pojawia się ON! Ratuje dziecko, za chwilę uratuje całe miasto, jedyny prawdziwy bohater na którego zawsze można liczyć!

Oto Saitama, superbohater-hobbysta!

 Pana potwora irytuje, że ktoś może bohaterzyć jako hobby, raczy nas monologiem o tym, jaka ludzkość jest głupia że zanieczyszcza środowisko, jak to zrodził się z tych zanieczyszczeń i generalnie częstuje nas swoją historią, a jednocześnie się dopałerowuje...

 ... ale na nic mu się to nie zda, ponieważ Saitama jest tak potężny, że załatwia go tytułowym jednym ciosem, jak zresztą wszystkie potwory.

 Aby poznać ból Saitamy, musimy się cofnąć o trzy lata, gdy jeszcze miał włosy, nie miał za to nadziei na przyszłość, bowiem nie chcieli go w żadnej pracy o którą się starał. Z tego powodu przypadkowo napotkany na ulicy potwór zlitował się nad żałosnym bezrobotnym i poszedł dalej szukać chłopca z dupopodbródkiem.

Ale Saitama znalazł go pierwszy, zupełnie przypadkiem i dowiedział się, czemu potwór chce dopaść dzieciaka - gdy ten spał sobie na ławce w parku, gnojek dorysował mu na pancerzu sutki niezmywalnym markerem. A koleś ze szczypcami zamiast rąk sobie tego nawet nie zetrze!

Saitama chciał to wszystko olać, ale odruchowo uratował gówniarza, a adrenalina sprawiła, że przypomniało mu się, jak to za dzieciaka sam chciał być superbohaterem.

 Potwór się z niego śmieje i go leje ostro, no bo co mu tu będzie jakiś bezrobotny bruździł.

Ale Saitama wreszcie daje radę i wypruwa z kolesia flaki przez oko. A fuj.

Po tym wszystkim przez trzy lata trenował tak ostro, że wypadły mu włosy i stał się najsilniejszy i niepokonany, tak bardzo, że z nikim nie toczy widowiskowych walk, bo każdego załatwia jednym ciosem, więc wygląda na to, że i fanów za bardzo nie ma.

 Tymczasem miasto znów jest atakowane, tym razem przez dwóch braci - genialnego naukowca, który podał młodszemu, pragnącemu siły, preparat przemieniający w giganta.

No więc gigantyczny młodszy braciszek, na polecenie starszego, siedzącego mu na ramieniu, niszczy miasta i zabija ludzi.

Ale i jego Saitama bez trudu pokonuje, narzekając trochę na swój los.

Potem jest melancholijnie, wieczór, dokańczanie zakupów, kotek nie chce dać się pogłaskać...

 ...znowu jakiś potwór, którego nikt nie słucha...

 ...telewizja i spanie.

 Ale następny poranek jest inny niż wszystkie, bo mieszkanie Saitamy zostaje zniszczone przez nową rasę potworów, które faktycznie dają radę go skaleczyć!

 Są w stanie z nim walczyć i jest ich naprawdę dużo!

Saitama wreszcie czuje przyjemność z walki, dużo silnych przeciwników, jest tak bardzo szczęśliwy!

No i oczywiście, że okazuje się, że to był tylko sen, a jakże.

 Ale, ale! Na dworze faktycznie jest jakaś banda dość podobnych potworów, więc nasz bohater pełen nadziei rzuca się na nie...

...i całkowicie je płoszy. Biedaczek.

No a na sam koniec mamy jeszcze dwa ujęcia tego słynnego Genosa, którego będą kochać yaoistki. Openingu i endingu za to w tej wersji odcinka jeszcze nie było.

Podsumowanie

Śliczne! Naprawdę, naprawdę, NAPRAWDĘ zaczekajcie na właściwą emisję, nie stosujcie tej rakotwórczej jakości na Wasze oczy, bo warto - te śliczne rozmazywania, deformacje, CUDO! Jeśli o żarty chodzi, to trzeba lubić ten typ rozczarowującego, bezpuentowego humoru, bo cały odcinek się w sumie opiera na jednym dżołku - że Saitama jest tak potężny, że jakiekolwiek power-upy, gadki, magie i cokolwiek nie wytrzymuje nawet jednego jego klepnięcia; a przy tym nie potrafi się on tak dobrze kontrolować jak na przykład wojownicy w Dragon Ballu, wiecie, ci od "IT'S NOT EVEN MY FINAL FORM", więc jest w sumie nadal zniechęconym przegrańcem.
Oczywiście kolejne odcinki mogą jeszcze rozczarować, ale, póki co, jestem bardzo zadowolona z tej adaptacji, polecam i pozdrawiam.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.