wtorek, 15 grudnia 2015

12 dni anime - #11 - AYY LMAO

Nawet nie będę się kryć z tym, że mam beznadziejne poczucie humoru. Bawią mnie suchary, bawią mnie stare memeły, bawi mnie to, co wielu normalnych ludzi żenuje i irytuje, to, co jest rakiem toczącym internety.


Nic więc dziwnego, że gdy tylko odkryłam żenująco ciężkie i głupie memesuby Moriego, zaczęłam oglądać dla nich nawet anime, które normalnie porzuciłabym już po pierwszym odcinku.


Mori jest bardzo na siłę zabawnym kolesiem z Australii, który shitpostuje na 4chanie. Jeśli nie jesteście zaznajomieni z kulturą tego słynnego forum obrazkowego, spieszę wytłumaczyć, że najbardziej znienawidzeni są tam nie Żydzi, murzyni czy nawet kobiety, a właśnie Australijczycy. Ale naukę geografii i polityki zostawmy na kiedy indziej - tutaj istotne jest to, że Mori szlifuje swój japoński fanowsko tłumacząc anime. Ponieważ internet w Australii jest legendarnie beznadziejny (a jak ma nie być przy tych ich przestrzeniach i odizolowaniu), zabiera się głównie za krótkometrażowe serie i specjale.


Jednoosobową grupę fansuberską Moriego odkryłam latem, gdy bardzo chciałam obejrzeć Wakakozake - anime kulinarne o dwuminutowych odcinkach, opowiadające o tym, jak pracownica biurowa w moim wieku i z głosem Miyuki Sawashiro chodzi po robocie do knajp i je tam dobre rzeczy, popijając alkoholem. Dzisiaj anime jest za darmo i legalnie dostępne na Crunchyrollu, ale licencja została ogłoszona dość późno i pierwsze odcinki trzeba było oglądać od jedynego fansubera. A potem zadziałało przyzwyczajenie.


Że jest druga ścieżka z zabawnymi napisami dowiedziałam się dość późno, gdy zobaczyłam ludzi postujących śmieszne screenshoty na /a/, skąd zresztą Mori ze swoją działalnością się wywodzi. A same żarciochy to miks rasizmu, antysemityzmu, homofobii, edgy żartów o płodach, raku i epidemiach, oraz zupełnie nieobraźliwe, za to bardzo stare memy. Wszystko to razem jest tak głupie, po bandzie i żenujące, że doskonale do mnie trafia. Mori tak bardzo próbuje być zabawny na siłę, że jest wręcz uroczy.


Wakakozake było dobrym anime samo w sobie - relaksującym i odrobinę edukującym o japońskich potrawach. Wpisało się też dobrze w ostatnio popularny nurt bajek o kreskówkowych postaciach jedzących pięknie rysowane jedzenie i orgazmujących nad nim. Ale tegosezonowe Onsen Yousei Hakone-chan jest już serią naprawdę słabą. Opowiada o bogince z gorącego źródła w miejscowości turystycznej, którą promuje swoim dziecinnym urokiem - pomimo bowiem setek lat na karku, zachowuje się jak mała dziewczynka, na którą wygląda. W życiu nie ciągnęłabym oglądania tej serii, gdyby nie ciężkie żarciochy Moriego - po pierwszym obejrzeniu każdego odcinka z normalną ścieżką napisów, oglądam go jeszcze raz z tą drugą, bardzo zabawną, opowiadającą o Aryjskiej Loli promującej komory gazowe, hehe.


Zróbcie coś lepszego ze swoim czasem i życiem i wykształćcie sobie porządne, wysublimowane poczucie humoru. Moje jest nawet jeszcze gorsze niż śmianie się upośledzonych, slapstickowych żartów w stylu PRZEWRÓCIŁ SIĘ W JEJ CYCKI I DOSTAŁ W PAPĘ HEHE, które zresztą są obecne w oryginalnej wersji Hakone-chan.


Niniejsza notka należy do serii Dwunastu Dni Anime - chińskobajkowego odliczania do świąt poprzez powolne podsumowywanie roku. Tutaj blog największego propagatora akcji i wyjaśnienie zasad.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.