poniedziałek, 23 maja 2011

Okamiden, czyli dawna Japonia dungeonami stoi

Gram w Okamidena tak długo nie dlatego, że robię to z przykrością, lecz właśnie tak wygląda delektowanie się w moim wydaniu. Poza tym, nie czarujmy się - posysam w vidya. Zwłaszcza zręcznościówki i strzelanki. Dlatego potrzebuję częstych przerw w tej współczesnej, casualowej wersji dungeon crawlera. Tak, właśnie tak - sandboxowości Okamiden ma tylko smętną namiastkę.

Tekst nie zawiera spoilerów z gry Okamiden.

Nie ma sensu rozwodzić się teraz nad doskonałością wydanego w 2006 roku Okami. Być może jeszcze kiedyś napiszę pełną peanów notkę, tym razem jednak byłoby to za długie, skupić się bowiem chcę na jednym aspekcie, który bardzo mi się spodobał.

Wolność, czysta wolność. Poza momentami, w których należało posuwać fabułę do przodu, można było biegać po całym dotychczas zwiedzonym Nipponie (no, może poza zniszczonymi lokacjami), robić miliony sidequestów, odwiedzać starych znajomych, ładować się w dziwaczne miejsca i wyciągać z nich secrety... Zdarzało mi się nawet czasem, że włączałam grę tylko po to, żeby siąść nad rzeką i powędkować z Benkeiem. Nie dla kasy ze sprzedanych ryb lecz czystego relaksu. Spore przestrzenie po których można było swobodnie biegać wzmagały immersję i radochę. Nawet pomimo tych PRZEKLĘTYCH! wyścigów z posłańcami (które, haha, wygrałam).


 Oczywiście wielkość świata czasem utrudniała przenoszenie się z miejsca na miejsce, ale w końcu po to dawni Japończycy wymyślili teleportację pomiędzy źródełkami wody czy wybranymi lustrami. Ach, Japonio.

Okamiden... Ech, Okamiden tego nie ma.

Minęło dziewięć miesięcy, wygodny plot device żeby wytłumaczyć drastyczne zmniejszenie grywalnego świata - w końcu NDSowy kartridż mniej mieści, niż DVD z grą. Mamy więc wkrótce po rozpoczęciu wytłumaczone, że niedawno było trzęsienie ziemi, w związku z czym pewne obszary są niedostępne. I w porządku, nie wyobrażam sobie, co jeszcze mogłabym robić w niektórych miejscach, które już splądrowałam (choć to miły ukłon w stronę fanów, że pewna wdowa i jej świta jednak się pojawia - w innym miejscu), a wątpię, czy w tak krótkim czasie wiele by się zmieniło.


 Problem w tym, że teraz między Wioską Kamiki a Miastem Sei'an można przedostać się tylko za pomocą fabuły, lub, duuużo później, teleportacji - ale znów, tylko w określonych momentach. Bowiem, na przykład, Chibi może z niej korzystać tylko wtedy, gdy ma na grzbiecie partnera. Nie ma więc mowy o wpadaniu do starych znajomych na pogawędkę czy zostawieniu sobie sidequesta na dogodny moment - chyba, że tym dogodnym momentem trafi się akurat w czas, gdy można się teleportować lub po prostu przebywa się akurat w okolicy.

And don't get me started on loadings.

Dwa słowa: Łąka Shinshu. Chyba moje ulubione miejsce w Okami - przestrzenne, przyjemne, ze świetną muzyką. Zarówno temat Przeklętego Shinshu jak i tego normalnego, po zniesieniu klątwy i nawet ten podczas PRZEBRZYDŁEGO! wyścigu z Idatenem. To właśnie na Shinshu trawa była najzieleńsza a wiatr najcieplejszy. I można było swobodnie biegać i rozkoszować się wolnością.

Można było. Bo teraz, Proszę Państwa, co kawałek są loadingi. Kiedyś dawało radę przebiec Kamiki od skalnego wejścia do wioski po sam drewniany Podest Z Dobrym Widokiem Na Drzewo. NDS jednak chyba ma problemy z tak dużymi lokacjami (mimo że je maksymalnie zmniejszono, np. podwórko Susanoo jest teraz odgrodzone płotkiem), więc co chwilę błękitny portal się świeci i loading. Loading. Loading. Chibi nie może zeskoczyć z niezbyt wysokiej skały - bo dalszy teren jest dostępny tylko po loadingu.

W jednej z lokacji (nie zdradzę przecież, której), umieszczono nawet dwa loadingi obok siebie. I nie, to nie są osobne ścieżki w jaskini - to jest "otwarta" przestrzeń.

Istnieją jednak zalety tej sytuacji.

Brak otwartej przestrzeni eliminuje najbardziej znienawidzone przeze mnie sidequesty, czyli PASKUDNE! wyścigi. No bo przecież nie da się ścigać przez loadingi. Trochę tylko szkoda, że przez to posłańcy już w ogóle nie biegają - fajnie byłoby po prostu ich spotkać, bo przecież sporo postaci wróciło tylko po to, żeby znów się z nimi zobaczyć.

Sterowanie. Nie pamiętam, jak na PS2, bo grałam w tę wersję krótko (brzydsza i gorsza), ale na mojej Wii sterowało się analogiem. To najlepsze rozwiązanie, bo najbardziej precyzyjne. Krzyżakiem, jaki jest w NDSie, biega się po prostu koszmarnie - nie raz zdarzyło mi się spaść z czegoś, tylko dlatego, że było pod skosem. Bo krzyżaki skosów przecież nie mają - więc ciągłe przemieszczanie się w linii prostej bardzo zwiększa wygodę.

Nie, ja nie narzekam.

W Okamidena gra mi się świetnie, to wspaniała gra z masą zalet. Bo moim jedynym zarzutem jest to, że się gameplayowo różni od Okami, co jest jednocześnie świeże i nieoczekiwane. To nic złego, ale, damn, momentami drażni. Musiałam więc z siebie wyrzucić póki jeszcze gram, by potem móc tylko chwalić. A jest co chwalić!

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.