poniedziałek, 28 stycznia 2013

GJ-bu

Dawno nie miałam poczucia aż tak zmarnowanego czasu. W tym anime nic nie ma - napięcia, fabuły, akcji, ciekawych postaci, nawet żadnych ciekawych udziwnień ani słodyczy, ładnej animacji czy rysunków czy wręcz przeciwnie, koszmarnych karykatur czy rozjechanych oczu, z których można by się pośmiać. Jeśli przy śmiechu jesteśmy, to humoru też tu nie ma, ale i dramatu brak. Takie wielgachne, puste nic.
  Wiem, że narzekałam, że Tamako Market i Vividred Operation też nie są ciekawe - ale tam przynajmniej jest śmieszny ptasior i zbliżenia na pupy. Tutaj nawet nie ma czegoś takiego. Obrazek powyżej podsumowuje całość tego anime.




No dobra, mamy szkołę i krótkie migawki na aktywność różnych uczniów po szkole - część idzie do kafejek, część bierze udział w klubowych aktywnościach.



Widzimy też nasz tytułowy klub, cztery dziewczyny i jednego chłopaka, którzy nic konkretnego razem nie robią. Nawet nie jedzą słodyczy!

 Przewodnicząca klubu postanawia wymienić świetlówkę, ale nie sięga. Jak widać, nie poddaje się jednak, bo bardzo jej zależy. Główny bohater próbuje jej pomóc - nie wpadając na genialny pomysł przyniesienia drabiny, gdzieżby, przecież jest bohaterem anime. Chłopak ją podnosi, co wywołuje u niej napad lęku wysokości i biedak za fatygę dostaje kopa w twarz.

 Na szczęście na barana się udaje. Uff, kryzys zażegnany, równomierność oświetlenia w pomieszczeniu uratowana!

 Okazuje się, że przewodnicząca klubu nie może czytać mang dla dziewczyn, bo tam SIĘ CAŁUJĄ A TO JEST FUJ. Dlatego woli komiksy dla chłopców albo książki.

 Oto cały regał bezpiecznych mang, aczkolwiek w niektórych jest POCAŁUNEK W POLICZEK, a nawet W CZOŁO. Ale przewodniczącej to jakoś już nie przeszkadza. I jeszcze krzyczy na głównego bohatera, żeby przestał mówić słowo "pocałunek", fuj, jak można być tak zboczonym!



Przechodzimy do poznawania koleżanki wyglądającej na najpoważniejszą. Jest geniuszem szachowym, który właśnie ogrywa przez internet mistrza świata. W dodatku rzeczony mistrz sam prosił ją o pojedynek i dostał na niego pozwolenie dopiero gdy został owym mistrzem.



Przewodnicząca tłumaczy, że Koleżanka Genialna pochodzi z rodziny geniuszy, jej starsi bracia wszyscy są w czymś wybitni. Drugi na przykład jest światowej sławy kucharzem, dlatego jego siostra zawsze ma niesamowite drugie śniadania.

 W dramatycznym zwrocie akcji brat ów niestety dziś nie mógł jej przygotować śniadania. Koleżanka Genialna się nawet cieszy, wreszcie będzie mogła skosztować słynnych, drogocennych zupek chińskich. Niestety, nieprzyzwyczajona do tak wykwintnego jedzenia nie wie, że zupę trzeba zalać wrzątkiem i usiłuje wcinać na sucho. Na szczęście główny bohater wyjaśnia jej to faux pas i proponuje pomoc w zagotowaniu wody i zalaniu.

 Do sali wpadł pająk! Przewodnicząca i główny bohater umierają ze strachu, Dzika Koleżanka Objadająca Się Mięsem chowa się za regał bo ma traumę z dzieciństwa gdy jadowity pająk omal jej nie zabił. Koleżanka Genialna zapewnia, że ten gatunek akurat nie jest jadowity, ale zamiast pomóc postanawia dać wykład o pochodzeniu gatunku i o miejscu pająków we współczesnej kulturze.

 Sytuację ratuje Koleżanka Podająca Herbatę, łapiąc pajączka i wypuszczając go na wolność. No, wątek horrorowy już mamy za sobą!

 Główny Bohater zbił jedną z filiżanek, czym śmiertelnie obraził Koleżankę Podającą Herbatę. Ta postanawia go ukarać - biedak musi zdobyć się na niesamowicie śmiały wyczyn, mianowicie zostaje brutalnie zmuszony do wypowiedzenia jej imienia sto razy. Dopiero wtedy zostaje mu wybaczone. Ale teraz i pozostałe bohaterki tego pragną, mężny młodzieniec gasi więc pragnienia niewiast i wypowiada imię każdej z nich po sto razy.
Tak na boku, mimo, że w tej scenie ich imiona są powtarzane wielokrotnie, zapewne aby widz je przyswoił, nie dałam rady zapamiętać żadnego. Lepszym seriom wystarcza pojedyncze przedstawienie bohatera gdzieś na początku, tu, z racji wszechogarniającej nudy nawet te sto razy nie wystarczą.

 Dzika Koleżanka Objadająca Się Mięsem wyciąga kawałek mięsa, który wygląda jak wprost z mangi albo gry wideo. Główny Bohater i Przewodnicząca za wszelką cenę chcą go spróbować, ale Koleżanka Genialna ostrzega, że Dzika Koleżanka Objadająca Się Mięsem nigdy z nikim się nie podzieliła. Ta jak na komendę proponuje gryza Głównemu Bohaterowi i jednocześnie próbuje przepłoszyć Przewodniczącą. Tak jakby była nieobecna lub była tylko zwierzątkiem, Koleżanka Genialna stwierdza, że Dzika Koleżanka Objadająca Się Mięsem uznała dominację Głównego Bohatera w stadzie. Bo jest taka dzika, hehe.

 Sfrustrowana Przewodnicząca gryzie Głównego Bohatera w rękę, na tyle mocno, że w następnej scenie biedak nosi bandaż. To najbliższy komedii moment w całym odcinku. Hehe, gryzienie w rękę.

 W końcu wszyscy zasiadają w spokoju i radzą nad bardzo poważnym problemem - Głównemu Bohaterowi przydałby się pseudonim! Rzucają propozycjami od jedzenia, w końcu jednak zdrabniają tylko jego imię. I gdybym tylko pamiętała, jak chłopak ma na imię, może nawet znałabym ten nowy pseudonim.

 Napisy końcowe są sympatyczne i radosne i już, już dają poczucie ulgi, że więcej czasu marnować nie będę...

 LECZ WTEM! Scena po napisach! W scenie owej Przewodnicząca wyciąga z kartonika plastikowe torebki z różnymi rzeczami i mówi, co to za rzeczy. To wszystko. Dodatkowa scena o muszelkach w woreczku.

Podsumowanie

Lubię, gdy nic się nie dzieje. Ale o ile w Time of Eve czy Quiet Country Cafe jest jeszcze coś. Sympatyczni bohaterowie, ich inteligentne rozmowy, ich wnętrze i życie. Tutaj mam wrażenie po prostu marnowania czasu. I przez bohaterów i przez widza. Nie polecam, są dużo lepsze serie o szkolnym klubie z jednym facetem i samymi babami, choćby Haganai, którego druga seria się też w tym sezonie rozpoczęła.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.