Rok 2017
Za chwilę wchodzimy w 2018, Piccolo w lodówce już się chłodzi, igły z choinki ogłaszają niepodległość. Zanim jednak ogłuchniemy od fajerwerków i Sylwestra z Polsatem, warto choćby luźno podsumować mijający rok. Zapraszam więc na garść wspominkowych notatek przeglądających wielce produktywne sposoby na jakie spędzałam czas wolny w 2017.
ANIME
Zaczęło się bardzo mocno, obejrzałam, sporo tytułów w pierwszym kwartale. W większości były to jedno-dwuodcinkowe OAVki, albo stare i zapomniane, albo połączone z nowszymi seriami telewizyjnymi. Ale zdarzyły się też kultowe tytuły jak
Trigun czy
Smile Precure. Niestety, w czerwcu nastąpił kryzys: ukończyłam
True Tears jedenastego, a dwunastego zostałam fanem zachodnich superbohaterów. Ale do nich przejdziemy później.
True Tears to pierwsze oryginalne anime studia P. A. Works i wyznacznik ich typowej formuły od prawie dekady. Nieadaptująca nic, ładna graficznie seria o ciężkich sercowych rozterkach i przeżyciach nastolatków. Jest to również bardzo złe anime - ostrzegano mnie, ale chciałam zobaczyć to na własne oczy. Ciężko to oddać słowami, ale możecie prześledzić moje
pełne cierpienia tweety tutaj. Może przynajmniej skalę zła uświadomi Wam fakt, że przez następne miesiące nie tykałam anime - raz we wrześniu siedziałam dłużej w pracy czekając na męża i dokończyłam czwarty sezon
Yamishibai, ale poza tym nawet z ukochanym
Teekyuu czekałam do października żeby odsapnąć i zmaratonować całość. Teraz czasem obejrzę odcinek
Pokemonów czy
Aggresive Retsuko, ale to nadal jeszcze nie to.
MANGA
W oczekiwaniu na film aktorski zabrałam się za pierwszy
Ghost in the Shell, po raz czwarty lub piąty. Zawsze przerywałam, bo nie dawałam rady przebić się przez technobełkot, przez który bardzo nie lubię sci-fi. Tym razem jednak przezwyciężyłam potrzebę czytania absolutnie wszystkiego, zignorowałam większość przypisów i skupiłam się na humorze.
Przystopowałam trochę z kupowaniem: mam już napoczęte mnóstwo serii, bo lubię kupić pierwsze dwa-trzy tomy. Tyle tylko, że jakoś nigdy nie zabieram się do ich czytania. Dlatego też nie tykałam żadnych skanów. Udało mi się przeczytać
Do Adolfów Tezuki, z bardzo prostej przyczyny: to dwa tak ogromne tomiszcza, że leżały na wierzchu, więc łatwo było po nie sięgnąć. Sama historia też była wartka i nieprzewidywalna, więc bardzo przyjemnie się czytało. Znalazłam się nawet do tak dziwnej sytuacji, że sprowadziłam sobie anglojęzyczne wydania dwóch mang Satoshiego Kona,
Opus i
Seraphim: 266613336 Wings, po czym Opus został wydany i już chyba nawet zapomniany w Polsce.
Dokupiłam wreszcie do końca i ukończyłam
Dr. Slumpa, kontynuuję też JPFową
Kolekcję Horrorów Junjiego Ito oraz hentaje od Yumegari - nawet to całe
Witajcie w Tokoharu z beznadziejnym typesettingiem w końcu kupiłam do kolekcji. Mam jednak nadzieję, że takie buble wydawnicze już się im nie trafią.
FILMY
Tutaj jak zwykle powoli, ale stabilnie. Tradycyjnie w Sylwestra obejrzałam z mężem jakieś znane, klasyczne dzieło, tym razem padło na
2001: Odyseja Kosmiczna na Netflixie. W ogóle jak tak patrzę, to większość tego, co w tym roku widziałam to albo Netflix albo chodzenie do kina. Znów nie potrzebowałam prawie nic piracić, jak z mangami. Z jednym wyjątkiem: animacje z uniwersum DC Comics wychodzą w Polsce tylko na DVD, co rozumiem, ale mi nie pasuje, więc kupuję i nadal oglądam BD wersje z torrentów.
W kwietniu wyjechaliśmy na tydzień do Gdyni, pogoda była beznadziejna, za to kino mieliśmy tuż obok hotelu, więc mogliśmy obejrzeć pierwszego
Obcego w ramach akcji promocyjnej tego najnowzego filmu, a także
Logana i aktorski
Ghost in the Shell. Ze wszystkiego w tym roku najbardziej podobały mi się
Blade Runner 2049 i
Lego Batman, zaraz za nimi
Guardians of the Galaxy 2 i
John Wick 2. Natomiast najgorszym filmem jaki w tym roku widziałam była na pewno
Mumia. Przynajmniej tytułowa bohaterka ładna, choć cokolwiek podgniła.
SERIALE
Nie lubię patrzeć na ludzi, są nieestetyczni. Ale zrobiłam wyjątek w zeszłym roku dla
Luke'a Cage'a, bo go lubię w komiksach, więc w tym roku kontynuowałam z
Iron Fistem i
Defenders. Było słabo, ale skupiłam się na dobrych rzeczach i dało się obejrzeć. To samo z dwoma sezonami
Flasha na Netflixie, oglądało się przyjemnie choć bez szału, a nerd rage trafia mnie dopiero retroaktywnie, bo wtedy jeszcze mało wiedziałam o komiksowym oryginale. Najlepszy efekt tego wszystkiego to przyjemne spędzenie czasu z mężem na wspólnym oglądaniu i komentowaniu. Za to na pewno najprzyjemniejszym wspólnym oglądaniem była Netflixowa
Castlevania - ja o grach wiem tylko troszkę, ale za to dużo o animacji, więc mogliśmy długo dyskutować.
Za to z pewnością najważniejszym serialem była dla mnie w tym roku inna animacja:
Justice League Action. To seria dla dzieci o superbohaterach DC Comics, którą zaczęłam oglądać następnego dnia po ukończeniu True Tears. Kiedyś na pewno uda mi się skończyć o niej notkę, którą piszę od miesięcy, serio.
KOMIKSY
Może zanim o oczywistościach, wspomnę o bardziej niszowych rzeczach. Udało mi się wreszcie kupić i przeczytać
Friends With Boys, młodzieżową obyczajówkę Faith Erin Hicks. Odkryłam autorkę poprzez jej wcześniejszy komiks internetowy,
The Adventures of Superhero Girl i bardzo spodobały mi się rysunki i humor. Historie o dojrzewaniu nastolatków stanowczo nie są dla mnie, ale z tą bawiłam się świetnie. No i dojrzewanie nastolatków zawsze jest lepsze, niż boleśnie żenujące historie o dojrzewaniu dorosłych, którzy już dawno powinni mieć choć trochę poukładane w głowie. Oczywiście teraz myślę o czwartym tomie
Sunstone od Waneko. Z jakiegoś powodu myślałam, że to już ostatni i kiepska romantyczna drama między bohaterkami mocno mi go popsuła. Niby kobiety, a straszne gówniary. Po faktyczny ostatni, piąty tom, jeszcze nie sięgnęłam. Była też, przypadkowo wypatrzona na Warszawskich Targach Książki,
Snotgirl od Bryana Lee O'Malleya, najbardziej znanego jako twórca Scotta Pilgrima. Tym razem tylko pisał scenariusz, a rysowała Leslie Hung, więc zainteresowałam się głównie rysunkami, bo historia o zasmarkanej, infantylnej blogerce modowej to ostatnie, co mogłoby mnie zaciekawić w jakimkolwiek innym medium. Na szczęście potem wszystko się zagęszcza i czekam na drugi tom już nie tylko dla rysunków. Nic więcej z Targów jeszcze w całości nie przeczytałam,
choć kupiliśmy sporo.
No to teraz pora na najważniejsze: komiksy superbohaterskie DC, które czytam w prawie każdej wolnej chwili
od siódmego lipca. Bardzo ciężko mi na tym etapie to podsumować, bo większość tego, co przeczytałam było pirackimi skanami - nawet gdybym chciała kupować, większość serii z późnych lat 80. i wczesnych 90. jest bardzo trudno dostępna. Dlatego gdy dowiedziałam się, że jednak wychodzi omnibus ukochanej
Justice League International,
natychmiast spreorderowałam. Niestety, dużo rzeczy, które kupiłam, leżą nieprzeczytane, a lista rzeczy do zamówienia tylko się rozrasta. I marzę o tym, żeby rosła, żeby wreszcie na przykład wznowiono
Kapitana Atoma czy
Extreme Justice. Nadal muszę też poprawić czytanie Marvela - całą Wielką Kolekcję Komiksów zbieramy, a przez cały rok przeczytałam tylko
Daredevil: Wściekłość i Wrzask i nawet mi się przecież podobało!
KSIĄŻKI
A idź pan, w tym roku wymęczyłam jedynie dwie:
Freddie Mercury i Ja, byłaby przyjemna, ale koszmarny bałagan w niej panował, oraz
Dzienniki Gwiazdowe Lema - opowieść jak Tichy siedzi w piwnicy i czyta książki była koszmarna, reszta świetna.
GRY
Rok upłynął mi głównie pod znakiem bijatyk i Lego.
Snipperclips na Switchu było fantastyczne zarówno do grania w hotelu z mężem jak i z całkowicie obcymi osobami na imprezie u znajomych.
Injustice 2 to pierwsza gra od NetherRealm, która mi się naprawdę spodobała, nie tylko dlatego, że trafiła na moje zainteresowanie uniwersum DC: wreszcie nie jest wolna i ociężała, wreszcie też poprawili grafikę w stosunku do jedynki i Wonder Woman już nie wygląda jak facet. Nadal jest wstrętną babą w tym świecie, though.
Tekken 7 wygląda dziwnie, ale to Tekken, więc nadal gra się bardzo przyjemnie. Byłam mocno sceptycznie nastawiona do
Marvel vs. Capcom: Infinite i nadal uważam, że to brzydka gra z beznadziejnym rosterem, ale gameplay zaskakująco przyjemny, więc nawet się troszkę cieszę, że zagrałam. Odrobinkę.
Ze względu na moje nowoodkryte zainteresowanie DC kupiłam
Lego Batman 3: Beyond Gotham. No dobra, kupiłam też, bo dodawali
minifigurkę Plastic Mana. Niestety, po zakończeniu bardzo szarpanej fabuły (polegającej na lataniu między planetami różnych Lanternów, często w przebraniu, więc bez żadnych fajnych mocy czy gadżetów) niezbyt chce się biegać po Hall of Justice czy Satelicie i robić sidequesty. Wolałabym otwarty świat, jak w absolutnie genialnym
Lego Marvel Super Heroes 2. Mimo że nie ma w tej grze X-Menów ani Fantastycznej Czwórki, a może dzięki temu, dostałam całą masę zabawnych postaci, lokacji, świetnych rozwiązań i po prostu przyjemnego biegania i robienia rzeczy (i parę bugów, no ale). I nawet Black Bolta wreszcie polubiłam! Bardzo chciałabym taką grę z DC, ale to musiałoby być jakieś JLA, nie Batman batmaniący po batmanowemu. A to się raczej nigdy nie zdarzy.
Nie udało mi się za to jeszcze kupić
Okami HD, bo uparłam się, że dorwę fizyczne wydanie. Dałam za to radę zacząć ponownie grać w
Asura's Wrath, ale zobaczymy, czy uda mi się wreszcie skończyć.
GADŻETY
Ładne rzeczy wrzucam
głównie na Insta, jak zawsze. Nie było tego tyle, co w latach ubiegłych, ponieważ przekierowałam finanse w komiksy i oziębło moje zainteresowanie japońszczyzną. Nadal udało mi się dorwać fajne
artbooki i
gadżeciki z ulubionymi idol(k)ami, ale zupełnie nie spodziewałam się
cudów przywiezionych przez męża z Gamescomu. Ciężko tam pracował prawie bez chwili wytchnienia, a mimo to nadal znalazł moment, żeby kupić mi słodkie maskotki! A na rocznicę ślubu, parę dni temu, dał mi zestaw
Lego z Blue Beetlem, Killer Mothem i kombajnem, ale go jeszcze nie złożyłam.
MUZYKA
To akurat łatwo prześledzić, bo Spotify nawet ułożył mi ładną listę 100 ulubionych utworów. Nie zawiera tylko piosenek
Man With A Mission, bo tylko dwa ich utwory są tam dostępne, musiałam więc sobie radzić w inny sposób.
W tym roku słuchałam bardzo dużo
Linkin Parka, zarówno nostalgicznych piosenek, które miałam na kasetach w gimnazjum, jak i tych nowszych. Po samobójstwie wokalisty jednak przeszła mi trochę ochota na ich muzykę.
Cosmic Explorer to mój ulubiony album
Perfume i chciałam go sobie sprowadzić - już nie muszę, natknęłam się na niego przypadkowo w gdańskim Empiku. Poza powyższymi byli jeszcze
TeddyLoid, trochę
Lady Gagi,
Madeona i
WagakkiBand. Z piosenek z anime słuchałam głównie
Garnidelii i
T.M.Revolution, lubię też te piosenki z czołówek
Yuri on Ice i
Death Parade.
BLOG & SOCIAL MEDIA
Za mało, wszystkiego za mało! To znaczy, cieszę się, że przystopowałam trochę ze spamowaniem Twittera: najwięcej tam pisałam w lutym, 599 tweetów, podczas gdy w lutym 2016 było tych tweetów 1303. Mam wrażenie, że udaje mi się teraz pisać mniej, za to konkretniej, nie wtryniać się bezsensownie w cudze dyskusje z głupimi żartami, oraz nie śledzę wszystkiego religijnie, zdarza mi się ominąć cały dzień czy kilka z nich. Na Facebooka z kolei prawie w ogóle już nie zaglądam, a gdy mi się zdarzy raz na miesiąc, przypominam sobie, dlaczego.
Natomiast jeśli chodzi o niniejszego blogaska, jestem ostro niezadowolona z siebie. Obwiniam moją blokadę spowodowaną pisaniem tej nieszczęsnej notki o Justice League Action od miesięcy, ale faktem jest, że zawsze byłam kiepska w zbieraniu myśli i układaniu je w słowa. Może dlatego Twitterowy format tak mi pasuje: wrzucam obrazek z komentarzem i z głowy.
Wróciłam też na
Zupę i
Tumblera, nieregularne podawanie dalej cudzego kontentu mnie odpręża. Tym bardziej że rzeczy bardzo szybko znikają - właśnie się dowiedziałam, że dopiero niedawno odkryty przeze mnie Marcio Takara skasował swojego Tumblra i Twittera, na szczęście zdążyłam sporo jego szkiców zreblogować do siebie.
PRZYSZŁOŚĆ
Robienie planów nadal kiepsko mi wychodzi, choć cały czas się poprawiam.
Dzięki Yzoi dowiedziałam się o bullet journal i wprawdzie zaczęłam próby w zeszłym roku, ale dopiero w tym naprawdę udało mi się zacząć go skutecznie wykorzystywać.
Z zapowiedziami anime na zimę już nie zdążę, ale jednak chciałabym w przyszłym roku więcej pisać. Tyle, że mówię tak co roku. Na pewno się trochę przebranżowię: planuję pisać więcej o moich ulubionych superbohaterach, ale chcę też wrócić do anime, zawsze przecież w końcu wracam do anime.
Anime czasem jest fajne.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.