niedziela, 8 listopada 2009

Cotygodniowy Biuletyn Kulturowy #4

Tym razem mam dobre usprawiedliwienie na opóźnienie - chciałam ukończyć Maria Holic, to zbyt epizodyczna seria na dzielenie jej na fragmenty. 

 

Kobato. 3-4, Seitokai no Ichizon 4-5, Saber Marionette R 1-3, Angelic Layer 1-3, Dragon Ball Movie 2: Sleeping Princess in Devil's Castle, Maria Holic 1-12, CANAAN 1  Kobato. 3-4 (anime) 

 Randka w wesołym miasteczku
No więc Kohaku pojawiło się na dobre. Z jednej strony trochę zmądrzało i nie ma już tej przesłodzonej maniery fruwania w powietrzu, żeby nawet ździebełka trawy nie zadeptać, z drugiej jest jakby głupsze, Ioryogi musiał mu wytłumaczyć jego własne uczucia. W dodatku ma najsłodszy i najdelikatniejszy głosik spośród całej obsady, za to ubiera się co najmniej jak chłopczyca. Powód do choćby lekkiej irytacji tych, którzy, jak ja, nie przyjmują do wiadomości, że Kohaku mogłoby nie być dziewczyną. Choć podkreślano w Wishu, że nie ma płci, przecież nie możemy traktować tej mangi jako shounen-ai!  

Saber Marionette R 1-3 (anime) Pierwowzór Saber Marionette J. Dużo LEPSZY pierwowzór, co wszak nie oznacza, że doskonały. Przede wszystkim brak irytujących fillerów. Tyle że, z drugiej strony, niektóre postacie dostają naprawdę maleńko czasu ekranowego... Seiyuu ci sami, co w J, za to designy zupełnie inne, w większej części normalniejsze:

 Lime i Bloodberry podczas treningu
Kiks polega na tym, że w J była Japoness, czyli odpowiednik Japonii pełen blondynów i marionetek o niebieskich i fioletowych włosach, tu mamy Romanę, czyli coś bardziej europejskiego, gdzie wszyscy nagle wyglądają jak Japończycy - nawet androidy. Poza tym marionetki bez maiden circuita zachowują się trochę bardziej emocjonalnie - potrafią się uśmiechać i samodzielnie myśleć, trudno więc czasem rozróżnić je od kobiet, które, TADA!, w tym świecie nie wyginęły. Główny zły nadal zachowuje się bezsensownie, ale tym razem jest bardziej skuteczny i nie używa swoich Sexadolls (mówiące imię) tylko do walki.  


Angelic Layer 1-3 (anime)

 Smutno mi, że jestem z tak kiepskiej mangi...
Przeważnie adaptacje nie dorównują oryginałowi, chyba, że ów oryginał śmierdzi, lub za adaptowanie zabierze się geniusz (Wybacz Pan, Panie Korzeniowski, Apocalypse Now BYŁO lepsze). Mangowej wersji Angelic Layer nie strawiłam, jako chyba jedynej mangi CLAMPa. Rysunki były brzydkie, powtarzane gagi były powtarzane zbyt często. Tutaj, chyba przez to, że czas ekranowy został rozciągnięty, głupotki nie irytują - Icchana dotychczas policja zwinęła tylko raz, Tamayo potrafi wytrzymać całą jedną scenę bez żadnego krzywdzenia Kotarou. Shuko z przewrażliwionej kretynki bojącej się WŁASNEGO DZIECKA, została chorą, smutną kobietą na wózku - więcej dramy (łał, ktoś potrafił DODAĆ dramę do czegoś autorstwa CLAMPa!), ale i jeszcze więcej logiki. Brawo. No i 'naa' Misaki jednak lepiej słyszeć, niż czytać.  

Seitokai no Ichizon 4-5 (anime)

 Aka-chan wcale nie jest dziecinna!
Historyjki pisane/opowiadane w czwartym odcinku były urocze, nawet ta yaoistyczna mnie ubawiła. Choć trochę irytuje fakt, że Mafuyu nie ma żadnych oporów przed dzieleniem się z innymi członkami samorządu swoimi fantazjami o facetach posuwających facetów w tyłek. O ZNAJOMYCH facetach w dodatku. Jako nerd i wielbicielka gier mogłaby być moją ulubioną bohaterką. A tak, no cóż... 
Piąty odcinek kompletnie mi się nie podobał, poza rzadkimi momentami. Rozumiem - ukarać zboczeńca. Ale tak go dręczyć, tylko dlatego, że jaśnie paniom jest za ciepło i koniecznie muszą pozakładać kostiumy?... I jeszcze to wsadzenie go do szafki na noc?... Co to ma być?...  

Maria Holic 1-12 (anime)

 Szkoła pełna pięknych dziewcząt, to jeszcze nie wszystkie z nich!
Fantastyczna seria. Przepiękna graficznie do tego stopnia, że co chwilę łapałam screeny - co zaowocowało zestawem majlogowych moodów. Muzyka również świetna, choć OSTa raczej słuchać nie będę. 
Fabuły właściwie tu nie ma, to kolejna epizodyczna komedia - uwielbiam takie serie. Postaci za to są bardzo interesujące i złożone - szkoda, że większość recenzentów zauważa tylko sadyzm Mariyi, podczas gdy jest on tak naprawdę tsundere udającym yandere. Wśród pozostałych uczennic gra śliczną, słodką i mądrą dziewczynkę, która z rzadka rzuci złośliwością, a i to wobec wybranych, a tak naprawdę, przy osobach, które znają jego prawdziwą osobowość (czyli w pokoju z Matsuriką i Kanako) udaje zimnego drania, choć widać, że potrafi być miły, opiekuńczy i troskliwy - wobec własnej siostry, czy wobec przewodniczącej. A nawet wobec samej Kanako, choć ta z kolei bardzo mu to utrudnia. Jest naprawdę cierpliwy wobec niej, ja bym tyle zboczeństw, huśtawek nastrojów i zwyczajnych głupot ze strony koleżanki z pokoju zwyczajnie nie wytrzymała, a tutaj kończy się jedynie na groźbach. 
Tyle tylko, że Kanako też daje się polubić, po przymknięciu oka na wygadywane przez nią bzdury i częste krwawienie z nosa - które jest tutaj jak najbardziej rzeczywiste, zbyt duża utrata krwi powoduje, że dziewczyna trafia do gabinetu lekarskiego, a nie, jak inni zboczeńcy w innych seriach idzie sobie jak gdyby nigdy nic. 
Pozostałe bohaterki są często przerysowane, ale nie do granic niemożliwości i potrafią być bardzo ludzkie. Świetnie, że cała seria kończy się po dwunastu epizodach - potem mogłoby być wtórnie i nudno.  

Dragon Ball Movie 2: Sleeping Princess in Devil's Castle (anime)

 W wyścigu po jądrową dziewuchę wszystkie chwyty dozwolone!
Od obnarzekanego przeze mnie ostatnio Sailor Moon R The Movie starsze o sześć lat. I dużo lepiej wyreżyserowane i zanimowane! 
Właściwie jest to alternatywna wersja niewielkiego przedziału kanonicznych wydarzeń. Serii animowanej nie oglądałam, znam tylko komiks, ale w niego bardzo dobrze się to wpasowuje. Otóż gdy Gokuu i Kuririn przybyli do Kamesennina, ten zażyczył sobie, aby przyprowadzili mu śliczną i jędrną dziewczynę, jeśli chcą dostąpić zaszczytu treningu u niego. W filmie natomiast precyzuje swoje życzenia - chce, podobno przepięknej, Śpiącej Królewny z bardzo, bardzo odległego zamku diabłów. Chłopcy wyruszają więc w podróż. Po niedługim czasie pojawiają się Bulma, Yamcha, Purr oraz Ulong i ruszają ich śladem - do, jak rzekł Miszcz, 'wesołego miasteczka'. W konsekwencji każdy popada w kłopoty, większe i mniejsze...  

CANAAN 1 (anime) Zeszłosezonowa produkcja, co za tym idzie - bardzo ładna technicznie i graficznie, choć bez fajerwerków. Nie lubię serii, które tak się zaczynają. Wszyscy biegają strzelają, wspominają o czymś, o czym wszyscy, poza widzem, doskonale wiedzą. Nie lubię, gdy coś zaczyna się przyciągająco wzrok i ładnie, ale nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi. Bo często okazuje się, że epicka przygoda to miałkie, przegadane pierdoły.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.