Pierwsze wrażenia: Brynhildr in the Darkness
Buruburu in the Darkness to kolejna ekranizacja nieukończonej mangi Lynna Okamoto, znanego wszystkim z Elfen Lied. Mamy więc ten komfort, że wiemy, czego się spodziewać.
O, tu na przykład, odrobina fanserwisu. Bo zajęcia na basenie są po to, żeby podziwiać boskie ciało nowej koleżanki, prawda?
Brrum in the Darkness zaczyna się zgrabną retrospekcją. Nasz główny bohater w dzieciństwie miał przyjaciółkę, którą nazywał Kuroneko. Dziewczynka twierdziła, że zna kosmitów, ale gdy chciała ich pokazać koledze, oboje spadli z dużej wysokości i koleżanka zginęła.
Od tej pory nasz bohater poświęca cały swój czas i energię na gapienie się w niebo i naukę, żeby dostać się do NASA i udowodnić, że kosmici faktycznie istnieją. Chce w ten sposób złożyć hołd martwej koleżance. Której prawdziwego imienia i nazwiska nie pamięta, tylko ksywkę. W bardzo ciekawy sposób się tą śmiercią przejął.
Czołówka jest mroczna, krwawa i dubstepowa.
A po niej następuje moje największe rozczarowanie: zgrabna i subtelna retrospekcja na początku była tylko wstępem do łopatologicznej i szczegółowej opowieści o wydarzeniach z dzieciństwa. Mamy więc znów, że Kuroneko, że Kuroneko znała kosmitów, że Kuroneko chciała mu ich pokazać, że Kuroneko umarła, że chłopak trafił do szpitala i mu powiedzieli o śmierci Kuroneko dopiero gdy już wyzdrowiał i że tak mu źle i samotnie bez niej, że do dziś nie gada z dziewczynami.
Jak na tak przejętego gościa, to nadal mnie bawi, że zapomniał jej prawdziwego imienia.
Tymczasem jednak w klasie pojawia się nowa koleżanka, łudząco podobna do Kuroneko, w dodatku nazywa się Kuroha Neko! Czy to coś znaczy? Na razie nie wiemy, bo gdy główny bohater prosi ją przy wszystkich o pokazanie pachy (Kuroneko miała tam trzy charakterystyczne pieprzyki), dostaje z liścia tak mocno, że krew chlapie na okno. Macie swoje gore!
Na jednej z następnych lekcji mamy wułef na basenie. Naturalnie w każdej klasie muszą być zboczuszki, które komentują ciała koleżanek i podniecają się, że nowa jest superpiękna i superseksowna. Oczywiście, że jest, głuptasy. To przecież główna bohaterka.
Ale oto drama, bo kratka od pompy spadła i wessała kolano jednej z uczennic, która utknęła przez to pod wodą. Wszyscy wpadają w panikę, nauczycielka skacze do wody w ubraniu i siłuje się z kolanem. Tymczasem nasza nieKuroneko tylko wzdycha z wyższością, że przecież wiedziała, że tak będzie.
I nagle kawałek podłogi, na którym szcześliwie nikt nie stał, wybucha, blokując pompę i uwalniając krztuszącą się woda dziewczynę. PRZYPADEG? NIE SĄDZĘ!
Wieczorem nasz bohater siedzi w szkolnym obserwatorium i wspomina Kuroneko obserwuje gwiazdy. Przychodzi nieKuroneko, mówi mu, żeby się nie spóźnił na autobus, bo umrze. Po czym okazuje się, że dziewczyna jest kretynką, która nie wie, ile to jest dwa razy dwa.
Za to ma mnóstwo pary w łapach. I stwierdza, że jednak nasz bohater powinien nie zdążyć na ten autobus,więc niech nocuje tutaj.
Główny bohater, jak to zwykle bywa, ignoruje ostrzeżenia, idzie na autobus, ale się spóźnia i DZIKA LAWINA BŁOTNA ATAKUJE
A potem nieKuroneko atakuje lawinę i rozwala gołymi rękowa wielkiego kamulca, który próbował z premedytacją zmiażdżyć chłopaka.
Laska się odwraca, gość jest, like, OMG KIM TY JESTEŚ, a ona jest, like, MAGIKIEM
I pokazuje, że jej zrobili jakąś operację i wszczepili magię prosto w kręgosłup.
Po czym zaczyna wszystko tłumaczyć, ale to tak niebywałe w anime, że nie możemy wszystkiego usłyszeć, bo nasz bohater jest bardziej zainteresowany brakiem tamtych pieprzyków pod pachą i już nie słucha. Mam nadzieję, że w następnych odcinkach to olewanie wiedzy ugryzie go w tyłek. Jak to powinno być w życiu.
Podsumowanie:
Chciałabym napisać, że to animo tak bardzo daje raka i AIDS, że dlatego pisałam o nim prawie dwa tygodnie. Prawda jest jednak dużo bardziej skomplikowana: ja jestem po prostu leniuszkiem z problemami z koncentracją, a Barabara in the Darkness ma całkiem solidny pierwszy odcinek.To znaczy - nadal opiera się na schematach i jest głupie, ale hej, anime to w większości shit. A ten jest przynajmniej nieźle zrobiony - niebrzydko, jest jakaśtam tajemnica, główna bohaterka nie jest idealna. Niestety, to za mało, żeby mnie zainteresować - te zagadki w ogóle mnie nie interesują, a obcować z kretynkami nie lubię. Z mojej strony pas.
Człowiek niby wie, czego się spodziewać, ale na pewne rzeczy nie można być po prostu gotowym.
OdpowiedzUsuńPróbowałam to kiedyś czytać, ale Blarrrrg ma jakąś wyjątkowo nadętą atmosferę jak na coś tak głupiego (ciężko mi traktować poważnie opowieści o nastolatkach i tajemnicach), Główny Bohater ma osobowość ziemniaka, Główna Bohaterka przyprawiała mnie o notoryczny facepalm. ugh.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, te postacie są beznadziejne. Główny bohater nawet nie jest zboczeńcem, żeby produkować humor, a ta nieKuroneko to jakiś robot.
OdpowiedzUsuńOj to wygląda bardzo słabo i nie wszędobylskich odciętych kończyn jak w Elfen Lied :< Chyba nie warto się za to brać.
OdpowiedzUsuńOpening mi dużo obiecał, bo była krew i dubstep, więc będę egzekwować wywiązanie się obietnicy. Kolano w szybie wentylacyjnym mnie nie zadowala. Chociaż koniec odcinka 3 (bardzo mały, ale jednak zawsze SPOILER!) gdzie już fragmenty ciał latają(koniec bardzo niewielkiego SPOILERA) to i owszem. Szkoda, bo cenzura. I szkoda, bo krew mało jak krew wyglądająca. Dziękuję. Next.
OdpowiedzUsuń