środa, 28 kwietnia 2010

Filmy spełniające marzenia

Poszliśmy jakiś czas temu na coś do kina (to było jeszcze przed premierą Clash of the Titans, może na The Box? Chyba za często kino odwiedzamy i już nie rozróżniam). Zawsze przychodzimy jeszcze przed reklamami i wszystkie oglądamy - ma to ten plus, że nie potykamy się w ciemnościach, szukając miejsca. Minus? Większość reklam hałasuje, a trailery ssą - Kick-assa nie był nawet w 1/100 tak dobry, jak film, Wolverine: Origins zapowiadał się na straszny syf. W tym przypadku było naczej.


Zgadza się, wypatrywałam okazji, żeby podzielić się tym rysunkiem.

Ten trailer był inny. Nie dość, że znośny, to jeszcze zapowiadający coś naprawdę wyjątkowego. Wreszcie!  
Wersja wydłużona, bo to, co faktycznie widzieliśmy w kinie jest na YT tylko z dubbingami. Niemieckim i jeszcze jakimś południowym.

To okropny ból, gdy ktoś łapie się za ulubionych bohaterów z dzieciństwa i przerabia ich na bigos. To niewypowiedziana radość, gdy ktoś łapie się za ulubionych bohaterów i uwspółcześnia oraz uatrakcyjnia ich, z zachowaniem najważniejszych cech! Bo Tony Stark to bohater mojego dzieciństwa, wespół z Motomyszami z Marsa i Drużyną A. Żaden inny superbohater nie mógł się równać, a tylko Ben Grimm z Fantastic Four był równie sympatyczny.

Uwaga, radzę przygotować ściereczki, męskość dosłownie wylewa się z ekranu!
Oto więc obejrzałam niedawno pierwszą część filmu i była boska. Można się troszeczkę krzywić na przemalowanie na czarno Nicka Fury, ale mnie się taki podoba - Samuel L. Jackson jest bardziej badassowski niż jakikolwiek Irlandczyk byłby kiedykolwiek. Na pewno nie był to gwałt tej miary co Deadpool we wspomnianym wyżej Wolverinie (postać, która ma najlepsze gadane w całym uniwersum Marvela i wyrywa na swoje teksty laski, mimo okropnego wyglądu pozbawili ust).
Nie mogę się więc doczekać drugiej części, bo może być tylko lepsza. Nie mogę się też nacieszyć, że mój ulubiony (no, może jeden z ulubionych) bohater jest teraz na topie. Mówi się o nim, mam cichą nadzieję na wysyp jakichś fajnych gadżetów po premierze. Nawet przed nią dostępny już jest album AC/DC z odpowiednią okładką, ba, jest edycja zwykła na CD, taka na DVD z nagraniami z koncertów, taka na winylu i kolekcjonerka z plakatem, naklejkami, reprintem pierwszego komiksu, oraz całą wymienioną wcześniej zawartością, poza winylem. I jest to pierwsza kolekcjonerska wersja czegokolwiek związanego z muzyką, którą kupiliśmy (przy okazji zorientowaliśmy się, że żaden z wielu plakatów na naszych ścianach nie przedstawia żywego człowieka...). Dziś dostałam nawet śliczną koszulkę z komiksowym Iron-manem.

A dziś trafiłam na to:
I nie mogę się doczekać rezultatu. Bo poza serialami rysunkowymi, wychowywałam się także na Stallonach, Schwarzeneggerach, Willisach... Kilku brakuje. Van Damme podobno odmówił udziału. Dobrze, że nie ma kilku innych.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.