środa, 22 października 2014

Ostatni Przystanek

Hejhej, polski komiks, w którym nikt nie chla ani nie ćpa? Ewenement! No, może autor coś brał, bo trudno mi sobie wyobrazić, że można mieć takie wizje na trzeźwo. Ale ja nie jestem szczególnie kreatywna - w odróżnieniu od Tomasza "Spella" Grządzieli, który już od paru ładnych lat zachwyca mnie swoimi niesamowitymi pomysłami, wykorzystującymi w niecodzienny sposób to, co spotykamy w codziennym życiu. 


Tym razem obrał sobie za cel tramwaje, jak gdyby nigdy nic jeżdżące po Gdańsku, w którym mieszka. W owych tramwajach żyje sobie facet ze swoją papugą, a jest to najmniej dziwny motyw. 


Ostatni Przystanek wydała w październiku tego roku Kultura Gniewu. Między miękkimi okładkami mieszczą się 104 kolorowe strony za 44,90, ale ja swój egzemplarz dorwałam za dychę mniej. To jest zresztą ten problem z cenami okładkowymi, że muszą uwzględniać promocje, ale o tym może kiedy indziej. Zresztą, o technikaliach też nie muszę się rozpisywać, bo naprawdę dobrze wszystko opisano na stronie wydawcy, jest też tam kilka przykładowych stron.

Jako pierwsze rzuca się w oczy to, że komiks jest niemy. Jedyne słowa, jakie w nim uświadczymy to stopka redakcyjna na czwartej stronie, oraz krótkie bio autora i reklamowy opis komiksu na skrzydełkach okładki - ten sam opis zresztą znajduje się na wcześniej podlinkowanej stronie wydawcy. Są też pojedyncze słowa w samym komiksie, służące bardziej jako elementy otoczenia niż faktyczne coś do przeczytania - choćby tytuł serialu na plakacie na jednym z przystanków, nazwa samego przystanku, czy, mój ulubiony, billboard reklamujący fanzin Keft. Bardzo podoba mi się, że Spell jest konsekwentny - nie ma słów, nie ma też onomatopei - wszystkie dźwięki sugeruje sam obraz, czasem linie pomocnicze, chyba tylko raz pojedynczy dymek z wykrzyknikiem.

Oczywiście moja wiedza o komiksach wynika głównie z teorii, nie praktyki, ale mam wrażenie, że zrobić dobry komiks niemy jest dużo trudniej, niż taki z narracją i dialogami. Swoją teorię poprę tym, że tych niemych nie jest zbyt wiele, zwłaszcza w porównaniu do zawierających tekst, przecież nawet hentaje pozbawione fabuły mają dialogi, mimo, że nikogo one nie obchodzą. Być może trochę przesadzam, bo anime uczuliły mnie na przegadanie, którego jest w nich mnóstwo, dlatego bardzo wysoko sobie cenię coś, co nie wydaje dźwięków w ogóle - a raczej sugeruje mojej wyobraźni, że jakiś dźwięk powinien w tym miejscu być.

Bardzo lubię rysunki Spella - są cartoonowe, ale w żaden sposób nie mogłabym ich nazwać uproszczonymi. Podoba mi się, że każda postać jest inaczej zaprojektowana i unikatowa. Że tła są oddane z troską o okolice, które przedstawiają (akurat byłam na pętli w Oliwie w sierpniu tego roku), co autor zresztą udokumentował na swoim blogu. Że paleta barw jest jednocześnie kolorowa i stonowana. Wreszcie, że nawet gdy kadry mogłyby spokojnie być powtarzane metodą kopiuj-wklej, autor wyraźnie rysuje tę samą postać od nowa. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się tutaj kadrowanie - jest klarowne, znakomicie wyodrębnia szczegóły, nie służy też unikaniu trudnych tematów, jak na przykład obcinanie bohaterom nóg w niektórych komiksach. Paradoksalnie brak słów sprawił, że Ostatni Przystanek czytałam dłużej, niż gdyby zawierał dialogi - te obrazki są stworzone do tego, żeby je dokładnie oglądać i niezmiennie cieszą oko.

Jeśli miałabym wskazać coś, co mi się tutaj nie podoba, byłaby to przesadna brutalność. Oczywiście przesadna dla mnie - doskonale zdaję sobie sprawę, że Spell od dawna robi komiksy jadące po bandzie. Jednak muszę przyznać, że niektóre sceny wzięły mnie z zaskoczenia - dużo bardziej zdziwiła mnie tryskająca krew niż facet biorący prysznic w tramwaju. Chyba po prostu spodziewałam się szaleństwa, ale nie byłam przygotowana na flaczki.

Ostatni Przystanek poleciłabym bez wahania każdemu, z drobnym zastrzeżeniem z poprzedniego akapitu - jeśli nie lubisz przemocy, cartoonowej, ale nadal dosadnej, to lepiej nie rusz. W dalszym ciągu komiks bardzo mi się podobał i cieszę się, że Spell wreszcie zadebiutował pełnym albumem - bardzo lubiłam zarówno jego paski, jak i drukowane kilkuplanszowe historyjki. Tak, zdaję sobie sprawę, że Buca Kartofla, gdyby się uprzeć, można by było wydać zeszytowo - ja jednak jestem najbardziej zadowolona z tego co dostałam. Tym bardziej, że na blogu Spella mogłam od trzech lat śledzić postępy, którymi się dzielił - rety, jak też ten czas mija!

Jeśli lubicie tramwaje, jeśli lubicie dziwne rzeczy, jeśli lubicie dobre komiksy - serdecznie polecam i pozdrawiam. I siedzę czekać na coś z kolejnego uniwersum, które już się Spellowi w głowie urodziło, a którym znów jestem zachwycona.

POWIĄZANE

1 komentarz:

  1. Niemy komiks to rzeczywiście dość niespodziewany widok (a przynajmniej takie mam wrażenie, bo znawcą bynajmniej nie jestem). Zapowiada się interesująco. ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.