wtorek, 9 sierpnia 2016

Codwutygodniowy Biuletyn Kulturowy #14


A może by tak przejść w dwutygodniowy tryb publikacji? Nie pochłaniam tyle, żeby rantować co tydzień, zwłaszcza, że przecież nie o wszystkim mam coś do napisania.* No a jeszcze ostatnio więcej gram i oglądam rzeczy które już widziałam, absolutna degrengolada, panie, tego.


Marvel Ultimate Alliance

Activision i Disney, w myśl zasady Doktora Plamy, że język złota to jedyne esperanto, wreszcie się dogadali i wypuścili oba Ultimate Alliance na współczesne platformy, PS4 i PCty. Przy czym nic poza kompatybilnością nie zmienili, a i postaci ekskluzywnych dla platform czy DLCkowych brakuje w pierwszej grze, choć podobno pracują nad tym teraz.
 Podobno pracują też nad patchem dla pierwszej części, i dobrze, bo jest słaba i brzydka. To naprawdę zabawne, że tak paskudnie wyglądająca gra ma spadki klatek poniżej trzydziestu, podczas gdy dużo lepiej wyglądająca dwójka ma stałe sześćdziesiąt. A FPSy jednak mają znaczenie w grach akcji. Chociaż dla mnie i tak dużo ważniejszy jest roster dostępnych postaci (w dwójce, dzięki zawarciu DLCków, mogę BYĆ MAGNETO BYĆ MAGNETO), oraz ich designy. A te nie są zbyt piękne, ale przynajmniej bazujące na dość klasycznych wersjach, więc takich rzeczy jak emo doktor Strange z anime nie uświadczymy.
W ogóle, megazabawnie jest zobaczyć Marvelowy produkt z czasów tuż sprzed tej niesamowicie popularnej serii filmowej. Spider-Man i Wolverine, dwie najpopularniejsze postaci wydawcy, wszędzie gdzie się da, Iron Man jakiś taki nijaki i tylko po to, żeby był, o, patrzcie, Fantastyczna Czwórka jeszcze wtedy istniała! Kilka kim do licha jest ta postać?, mnóstwo cudnych dialogów w stylu HAHA NASILNIEJSI BOHATEROWIE NIGDY NIE UDAREMNICIE TAJNYCH PLANÓW NASZEJ ORGANIZACJI, KTÓRE POLEGAJĄ NA (w tym momencie, o dziwo, Winter Soldier przytomnie każe koledze przestać mielić ozorem), Deadpool praktycznie jeszcze nieznany i, szczerze, mocno irytujący. Ja w ogóle bardzo lubię takie historie, że bohater A spotyka bohaterów B i C i razem coś robią i prowadzą dialog, choć, oczywiście, wolę gdy śmieszkują przy wspólnej rozrywce niż gdy się nawzajem mordują. Dlatego na przykład nie hejcę tak tej nowej Unbeatable Squirrel Girl - tak, rysunki są tam obrzydliwe, ale humor bardzo do mnie trafia.

Deadpool: Wojna Wade'a Wilsona

Z ogromnym zdziwieniem zorientowałam się, że mąż nazbierał już jakieś dziewięćdziesiąt tomów Wielkiej Kolekcji Komisów Marvela. Przestały mieścić się u niego w pokoju, teraz stoją dumnie na górze szafek w salonie - a grafika na grzbietach jest całkiem przyjemna.
Komiks jest dość nowy jak na WKKM, bo z 2010 roku. Jest też bardzo dziwaczny i zagmatwany, bo wszystko opowiedziane jest z punktu widzenia Deadpoola, który przecież jest wariatem, trollem i śmieszkiem. Ostatecznie sama historia nie ma znaczenia, dużo ważniejszy jest sposób narracji, jak na przykład pokazanie dwóch originów mocy Wade'a, tuż obok siebie - bohaterski patriotyzm z jego opisów i żałosny mięczak z opisu kogoś innego. Wszystko tu jest utrzymane w lekkim tonie, nawet masa przemocy. A może - przede wszystkim przemoc. Nie było tak dobre jak run Posehna i Duggana (też już po polsku, na razie dwa tomy, Martwi Prezydenci i Łowca Dusz), no ale tamta wersja jest chyba po prostu najlepsza. Myślę, że nie kupiłabym tego tomu gdyby nie był częścią składową serii.

Minecraft

Mój życiowy cel.
Mąż jest z Minecraftem praktycznie od początku, od najwcześniejszej wersji alfa. Kiedyś miał totalnego bzika na punkcie tej gry, potem wracał do niej co jakiś czas, a ostatnio odkrył, że wersja na PS4 ma split-screen co-opa, czyli to, co małżeństwa lubią najbardziej. Ja nigdy wcześniej w Mienecrafta nie grałam i nawet nie spodziewałam się, że mi się spodoba. Miałam sobie swoją maskotkę świnki i tyle mi starczyło.
Okazało się jednak, że ta gra jest po prostu niesamowicie przyjemna. Nawet gdy zupełnie nie mam pomysłów ani inwencji twórczej, mogę po prostu kopać wungiel albo rąbać drwa. Budowaniem i pomysłami zajmuje się mój kreatywny mąż, czyli jak w prawdziwym życiu. Bardzo relaksujące, nawet muzyka uspokaja, a zachody słońca są śliczne.


STARE NEWSY

Tym razem jeszcze starsze! Jeśli chcecie być na bieżąco a nie macie ochoty przesiewać anglojęzycznych stron wypełnionych informacjami o wydaniach i konwentach w stanach, polecam blog Animeholika, zwłaszcza jego cotygodniowe podsumowania~

Trochę ciężko mi uwierzyć, że żyjemy w czasach, gdy Hollywood produkuje aktorską adaptację Ghost in the Shell. Niedawno zaprezentowano kilka projektów robocich ciał i, muszę przyznać, podobają mi się, może to przez estetyczne skojarzenie z Innocence. Tymczasem Netflix przygotowuje osadzonego w Ameryce Death Note - wieści głoszą, że Ryuka ma zagrać Wilem Dafoe, więc może to być pierwsza iteracja Notesu Śmierci z którą się zapoznam, bo wszystko z Wilemem Dafoe jest Lepsze. Gdy już jesteśmy przy znanych starociach - kojarzycie publikowaną kiedyś przez Egmont Brzoskwinię (oryginalnie Peach Girl), szkolny shoujo romans o dziewczynie, która wygląda na puszczalską, a tak naprawdę jest wrażliwą dziewicą? Niedługo pojawi się kontynuacja!

Japonia jest coraz mniej magicznym, egzotycznym miejscem, teraz co drugi znajomy tam był. Ostatnio jedna z koleżanek z pracy dała nam trochę uroczych naklejek z Usamaru, jednej z maskotek Line, takiego japońskiego serwisu social media. No i wkrótce Usamaru dostanie anime - dwanaście pięciominutowych odcinków. Pioseneczka jest urocza! Tymczasem telewizyjna emisja serii Regalia: The Three Sacred Stars zostaje przerwana po czwartym odcinku i przeniesiona na sezon jesienny. Nie chcę mówić "a nie mówiłam", ale totalnie czegoś takiego spodziewałam się po studiu Actas. Ich management musi składać się z naprawdę wyjątkowych osób, bo burdel w produkcji telewizyjnych anime to norma, ale coś takiego widzę chyba pierwszy raz. Nie pierwszy raz jednak Actas wyrabia niezrozumiałe rzeczy - najpierw dwukrotnie wyemitowali powtórkowe odcinki Girls und Panzer zamiast nowych, co przesunęło emisję dwóch ostatnich odcinków o miesiące, potem nie zabezpieczyli żadnych premii w kontraktach dla ekipy tworzącej film, mimo, że jego sukces był niemal pewny. Nie chcę krakać, ale oby nie skończyli jak Manglobe.

Gdy już jesteśmy przy zawieszeniach, Home Made Kazoku, hiphopowe trio użyczające swoich piosenek między innymi w Naruto i Bleachu, właśnie zawiesiło działalność, ale podkreślają, że jej nie kończą, tylko teraz chcą spróbować solowej twórczości. Szczerze mówiąc, wiedziałam, że stanie się to lada dzień, bo ostatnio dużo słucham Laughin' Road, ich najnowszej płyty, gdzie w jednej z piosenek sami stwierdzają, że to "final chapter". Ten słynny Wonfes, na którym zawsze zapowiadane jest mnóstwo nowych figurek, skończył się już jakiś czas temu. Twitter szalał, ludzie podniecali się statuetkami, a ja byłam spokojna do momentu aż zobaczyłam nowe Nendoroidy, do których jednak mam słabość. Oczywiście zaczekam z jakimikolwiek zamówieniami aż się dowiem o możliwych dodatkach, w końcu zmiana ustawień i gadżetów to połowa zabawy. Albo póz, jak w tych ruchomych figurkach bazujących na znanych dziełach sztuki, do których wkrótce dołączy Krzyk Muncha. Ale jeśli ktoś woli bardziej płaskie rzeczy, to zawsze można kupić kolorowankę dla dorosłych z Ataku Tytanów. Kolorowanki dla dorosłych różnią się od tych dla dzieci poważniejszą tematyką, na przykład adaptowaniem sztuki wysokiej. Będzie więc jak znalazł.

KÓŁECZKO WZAJEMNEJ ADORACJI

U Zwierza bardzo interesujący tekst o aktorce, która śpiewała za inne, bardziej znane aktorki - niedawno zmarłej Marni Nixon. Baka Raptor w pięknym stylu rozjeżdża Arslan Senki, a konkretnie rysunki Arakawy, z którymi też mam problem. Bardzo interesująca szybka podróż po jednej z dzielnic Osaki - prawdopodobnie nie zobaczymy tego w anime, niestety. Ilmarien napisała trochę o tej słynnej VN The House in Fata Morgana, o której co chwilę widzę same dobre rzeczy - może pora się skusić? Otai ma coś podobnego do moich biuletynów, jej dwutygodniowość zainspirowała moją próbę przejścia na taki cykł. Tymczasem czytam z ciekawością, bo nasze gusta i zainteresowania mocno się rozmijają, mimo pozostawania w tym samym kręgu kulturowym. A mówią, że mangu, animu i idole to ciągle to samo!




*That's right, piszę tylko o wybranych rzeczach i wolę się nie produkować, jeśli nie mam nic w miarę interesującego do powiedzenia. Jeśli chcecie śledzić czy coś, to na bieżąco uzupełniam moje profile na MALu (mango i animo), Filmwebie (filmy i czasem seriale oraz gry), oraz Goodreads (książki i komiksy).

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.