czwartek, 10 października 2013

Pierwsze wrażenia: Gingitsune

Dzisiaj też o dorastaniu, ale w ciepły i milszy sposób. Nadal przedramatyzowany, lecz wyważony ciepłymi momentami. 

Oto nasi główni bohaterowie. Mimo, że ona jest kapłanką, a on lisim demonem, nie będzie żadnego romansu, fuck yeah co za orzeźwienie!

Wszystko zaczęło się na pogrzebie matki Makoto, gdy ta była jeszcze maleńka. Zobaczyła nagle wielkiego, lisiego ducha i okazało się, że właśnie odziedziczyła dar bycia jedyną osobą, która może się z nim kontaktować.

Przenosimy się do współczesności. Nieodłączne przedstawienie żeńskiej postaci poprzez zaspanie i spieszenie się do szkoły.

Może teraz trochę więcej o lisie, który siedząc na dachu świątyni, żegna dziewczynę. Gintaro jest posłańcem od bożka lokalnej świątyni. Może go widzieć tylko jedna osoba z kapłańskiej rodziny, aktualnie jest to właśnie Makoto. Miał kiedyś partnera, bo posłańcy występują w parach, jednak tamten pewnego dnia sobie po prostu poszedł.

Makoto spóźnia się na autobus, biegnie więc do szkoły. Na placu zabaw spotyka znajome małe dziewczynki, które opiekują się bezpańskim kotkiem, którego potrącił samochód.

W szkole nasza bohaterka zostaje zaczepiona przez koleżankę z klasy. Chodzi o to, że koleżanka potrzebuje wróżby, a kapłanki potrafią je robić, prawda?

Makoto namawia swojego lisiego przyjaciela, żeby zgodził się na wróżenie. W końcu chodzi o związek koleżanki! Gintaro ma ludzkie relacje gdzieś, ale zostaje przekupiony pomarańczami, które uwielbia.

Wspaniale okazuje się, że jeśli koleżanka przeprosi chłopaka za kłótnię, to on jej wybaczy. Makoto jest nieśmiała i nie zdąża ostrzec, żeby przy tym przepraszaniu była pokorna.

No i okazuje się, że druga część wiadomości od Gintaro była ważna, bo koleżanka nie wykazała się pokorą i nadal jest skłócona z chłopakiem. A że nic nie wie o istnieniu lisa, wyładowuje złość na naszej bohaterce.

Makoto z kolei wyładowuje się na Gintaro i go przepędza. Ten spokojnie idzie sobie, bo co go jakaś ludzka smarkula będzie strofować.

Makoto całą noc i cały następny dzień myśli o tym, co źle zrobiła. Zapewne przeprosiłaby lisa, gdyby ten pojawił się gdzieś w okolicy.

Tymczasem ranny kotek ginie, a zapłakane dziewczynki proszą Makoto o wróżbę. Ta bez Gintaro nie może tego zrobić, więc obiecuje im pomóc w szukaniu. Okazuje się, że w sprawę zaangażowana była koleżanka od wróżby, to ona zabrała wcześniej zwierzaka do weterynarza i teraz też chce pomóc.

Koleżanka nadal jest zła na Makoto i ochrzania ją, żeby się ruszyła i pomogła szukać, gdy ona będzie obdzwaniać lokalne schroniska.

Makoto ucina sobie krzepiącą pogawędkę z ojcem. Ten nigdy nie spotkał Gintaro, ale jest pewien, że lis wróci i da się przeprosić, trzeba mu tylko dać trochę czasu. Pocieszona dziewczyna zaczyna przeszukiwać okolice świątyni.

Tymczasem Gintaro ma retrospekcję, z której dowiadujemy się, czemu lubi pomarańcze. Otóż kiedyś był zwykłym lisem i został pokaleczony przez jednego z chłopów, ulitowała się nad nim kobieta, która, niestety, nie miała nic do zaoferowania poza pomarańczą. Kobieta w podejrzany sposób przypomina Makoto, możemy więc założyć, że to przodkini.

Gintaro wraca i mamy uroczy tsun-tsun moment. Oczywiście dał się przeprosić i oczywiście, że pomoże.

A potem bardzo ładna scena szukania kotka za pomocą lisiego ognia.

Okazało się, że kotkiem zaopiekował się chłopak koleżanki od wróżby! Ta najpierw go ochrzania, ale potem się godzą.

Gintaro jest cały HA A NIE MÓWIŁEM ŻE SIĘ POGODZĄ.
Ale czemu lubi pomarańcze to nie chce powiedzieć. Wyznaje jednak Makoto, że podoba mu się relacja, którą z nią ma. Wszystkie dotychczasowe kapłanki zawsze traktowały go z szacunkiem, a przez to, że dziewczyna się z nim wychowała od maleńkości, jest między nimi dużo głębsza przyjaźń.

PODSUMOWANIE:

Ciepła i miła obyczajówka. Dramat nieprzesadzony, a możliwe, że w następnych odcinkach go w ogóle unikniemy. Postaci da się lubić, chyba, że ktoś nienawidzi takich furrysowych gości jak Gintaro. Potencjalnie może być nudno, mam również ogromną nadzieję na brak romansu, nie pasowałby mi tu. No i tatuś jest fantastycznym ojcem, lubię fajnych tatusiów!

POWIĄZANE

5 komentarzy:

  1. Kurde, a najpierw jak patrzyłęm na obrazi to myślałęm, zę on zasuwa w czarnych lenonach xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu wiedziałam, że o tym napiszesz :D
    A on po prostu poszedł.
    Święto po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na razie ten tytuł mi się spodobał, właśnie dlatego, że jest taki ciepły. Nie chodzi o to, że fabuła jest dobra, ale o to, że nie jest wyjątkowo głupia. Ot miła seria, którą będzie się fajnie oglądało, a o której pewnie szybko po obejrzeniu się zapomni.

    A wiesz, że to anime o baseballu jest nawet fajne, więc może spróbuj się przełamać i zobacz pierwszy odcinek. Bohater jest oczywiście standardowym idiotą, ale także miło się na to patrzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, kusisz, mam jeszcze jedenaście pierwszych odcinków innych serii do obczajenia, a ten byłby dwunasty xD

      Usuń
  4. Uroczość tak bardzo, miło się to ogląda, póki co będę oglądał

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.