piątek, 1 listopada 2024

Nonstop Nut November [1] : Gosenzo San'e

 Tajemnica, wątki nadprzyrodzone, trochę kazirodztwa i gwałtu. Wszystko w czterech odcinkach z gęstą atmosferą i scenami seksu bardziej erotycznymi niż pornograficznymi. Oto Gosenzo San'e.

Anime zaczyna się pobudzaniem zmysłów widza, ale wcale nie seksualnym, bardziej estetycznym. Pod drzewem wiśni w pełni rozkwicie siedzi piękna kobieta w kimonie, zza krzaków obserwuje ją mały chłopiec w masce. Kobieta go zauważa i zaprasza do siebie. Zanim jednak cokolwiek się stanie, główny bohater budzi się w najzwyklejszym pociągu, jadącym do najzwyklejszego miasteczka na japońskiej prowincji, gdzie po śmierci matki przeprowadza się do jedynych krewnych. Tam dowie się więcej o historii swojej rodziny i, oczywiście, nawiąże bliższe kontakty z kilkoma pięknymi kobietami w różnym wieku.

Jak często bywa w takich historiach, główny bohater nie ma za wiele osobowości, płynie z nurtem i to panie w jego otoczeniu sterują wydarzeniami i mają więcej charakteru. Jest więc opiekująca się nim z troską, jeżdżąca na wózku babcia, jej śliczna i posłuszna pokojówka, chłopczyca z klasy, szkolna pielęgniarka, tajemnicza studentka z Ameryki oraz jeszcze bardziej tajemnicza, piękna dyrektorka szkoły. Chłopak nie jest na szczęście aż tak bardzo apatyczny jak niektóre bohaterki ekranizacji gier otome, a w dodatku ma trochę wytłumaczenie dla braku inicjatywy, w końcu świeża w pamięci śmierć matki potrafiłaby poruszyć nawet najstarszych twardzieli.

Cztery półgodzinne odcinki wychodziły co dwa miesiące między wrześniem 1998 roku a marcem 1999. Jako takie jeszcze zdążyły być animowane na tradycyjnej celulozie i kolorowane farbami, co, w połączeniu z modą i kierunkami artystycznymi późnych lat 90., daje przyjemną paletę barw i ostre, żywe projekty postaci. Takiego szczęścia nie miał sequel, również czteroodcinkowe Zoku Gosenzo San’e, wychodzące na przełomie lat 2000 i 2001. Tutaj digipaint i podążanie za trendami sprawiły, że postaci żeńskie wyglądają, jakby miały włosy z plastiku - co szczególnie rzuca się w oczy w przypadku nowej babki. Na szczęście sequel można sobie odpuścić - pierwsza seria ma otwarte zakończenie, ale wyjaśnia najważniejszą tajemnicę i daje nadzieję na szczęśliwą przyszłość bohaterów. Druga to po prostu powrót po jakimś roku i więcej nadnaturalnych przygód.

Jest jeszcze jedna kwestia w której obie części się różnią, chyba najważniejsza w tym gatunku: sceny seksu. Zaskoczyło mnie jak oryginalne Gosenzo San’e do niego podchodzi: z wdziękiem, subtelnie, prawie artystycznie. Nie są też zbyt częste, więc jeśli ktoś poszukuje tylko rysowanej pochędóżki to odradzam oglądanie tego konkretnego anime. Tak naprawdę, gdyby nie pewien szczegół, anime można by zaliczyć do erotyki bardziej niż pornografii. W dalszej części akapitu walnę paroma spoilerami, więc zachęcam do zaznaczenia tekstu żeby go ujawnić. A więc tak: główny bohater cierpi na dręczącą jego rodzinę od pokoleń chorobę, która ma, z grubsza, trzy objawy: żółtą (“złotą”) spermę, od czasu do czasu pojawiający się seksualny szał, oraz przedwczesną śmierć. Dlatego właśnie owa sperma musi zostać kilkukrotnie pokazana, na przykład na kroczu pokojówki, którą bohater właśnie zgwałcił w szale. Z tym drugim objawem w ogóle ma dużo szczęścia, bo pierwszy raz mu się przydarza gdy Amerykanka próbuje go zachęcić do seksu i bardzo ją cieszy nawet tak ostry stosunek, a innym razem koleżanka z klasy skutecznie mu się opiera. Tak naprawdę gwałci więc tylko pokojówkę, której nic nie będzie bo jest potężną wampirzycą, a nie chciała seksu akurat w tym momencie tylko dlatego, bo się o niego martwi. Ma dużo szczęścia ten chłopak. Ale trochę musi go mieć, żeby być protagonistą hentaja i z przeciętnym wyglądem oraz charakterem zaliczyć kilka fajnych lasek w ciągu tygodnia.

Serdecznie zachęcam do obejrzenia oryginalnego Gosenzo San’e bo jest po prostu całkiem przyjemnym, atmosferycznym, krótkim anime z fajnymi babkami i seksem. Natomiast zapoznanie się z kontynuacją polecam tylko tym, którzy bardzo przywiązali się do bohaterów i chcą ich ponownie spotkać, bo tu czar prysł i nawet sceny zbliżeń są już dużo bardziej wulgarne, takie standardowe dla przeciętnego hentaja. Co nie byłoby złe, gdyby pierwsza część nie ustawiła poprzeczki tak wysoko.

POWIĄZANE

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.